-
Obudziła się!- krzyknęła Naty i już po chwili znaleźli się
przy mnie Maxi, Naty, Leon, Marco i Fran - Lu tak strasznie się
martwiłam - Hiszpanka wycałowała mnie, zresztą tak jak wszyscy.
-
Też się cieszę, że was widzę. A tak właściwie to co się
stało? - zapytałam, a zamiast odpowiedzi zobaczyłam zdziwione
spojrzenia przyjaciół. Po minucie odezwał sięMarco.
-
Myśleliśmy że to ty nam powiesz.
-Powiesz
? Ale o czym? - w mojej głowie była wielka pustka - Ja.. ja.. ja..
nic nie pamiętam - tą odpowiedzią bardzo wszystkich zszokowałam.
-
Ależ proszę się nie martwić. To normalne po wypadku - Angie
weszła do sali i kazała zrobić sobie miejsce.
-
O jakim wypadku mówisz? - Zapytałam gdy ona szykowała dawki
leków, które miałam zażyć.
-
Och.. nic wielkiego. Miałaś lekki wstrząs mózgu.
Wstrząs
mózgu? Jakim cudem? W mojej głowie rodziły się następne
pytania.
-
A od ilu dni tu jestem? -Zapytałam nie ukrywając mojego
niezadowolenia.
-
O nic się nie martw, kochanie. Zostałaś znaleziona w piątek
wieczorem. Aktualnie mamy niedzielę a dokładnie - spojrzała na
zegarek - piętnastą czterdzieści sześć. A teraz proszę weź te
leki i syropy - były strasznie gorzkie i duże.
Uff...
Jak dobrze, że nie zawaliłam nauki. Leżąc tu 48 godzin mogłam
narobić sobie sporych zaległości. Niestety miałam większe
powody do zmartwień. Nadal nie wiedziałam, co wydarzyło się w
piątek wieczorem. Nie ma nic gorszego niż niewiedza. Próbowałam
się czegoś dowiedzieć od Maxiego, ale on twierdził, że poszłam
do biblioteki i długo nie wracałam. W związku z tym wysłał po
mnie Leona, ale mnie już tam nie było. Dużo się dowiedziałam...
Angie po zbadaniu mnie zostawiła nas samych. Zanim wyszła
powiedziała, że muszę zostać jeszcze parę dni na obserwacji i
za tydzień mogę stąd wyjść.
Fran
posiedziała jeszcze trochę i musiała się zbierać, ponieważ nie
napisała jeszcze nowej piosenki. Marco zaoferował jej pomoc, więc
poszli razem. Natomiast Naty, Leon i Maxi siedzieli za mną do
samego wieczora. Opowiadali mi co działo się podczas mojej
nieobecności. Nic ciekawego. Violetta zerwała z Diego, jakiś
chłopak powiedział, że Gregorio jest słabym nauczycielem za co
został wywalony z lekcji. Naty i Maxi byli zadowoleni, że powoli
wracam do siebie, natomiast Leon był jakiś przygaszony. Pewnie
napędziłam mu dużo strachu. Swoją drogą, też bym się martwiła
o niego gdyby przez dwa dni był nieprzytomny. Pomimo zmęczenia i
osłabienia w nocy nie mogłam spać. Wierciłam się i przewracałam
z boku na bok. Cały czas myślałam o wypadku. Jak mogło do niego
dojść?
***
Tak
jak mówiła Angie, po tygodniu opuściłam „Pielęgniarkę”.
Czułam się dobrze, miałam tylko kilka drobnych zadrapań.
Wszystko było w porządku oprócz jednego - straciłam pamięć.
Pamiętałam wszystko z przed i po wypadku, ale nie wiedziałam jak
do niego doszło. To było okropne. Ludzie wypytywali ,,co się
stało?”, ja natomiast nie wiedziałam. Wiem, że nie powinnam,
ale zmyśliłam historyjkę, w której potknęłam się na schodach
i walnęłam w nie głową. Miałam dosyć tych wszystkich
wścibskich i nachalnych ludzi.
Bardzo
się cieszyłam, że z powrotem wróciłam na lekcje. Jeżeli chodzi
o zaległości, to szybko je zadrobiłam, a nawet wyprzedziłam
materiał. Moi przyjaciele wspierali i troszczyli się o mnie. Leon
stał się nadzwyczaj opiekuńczy i troskliwy, co było do niego
niepodobne. Szczerze mówiąc byłam zaskoczona, ale szybko się
przyzwyczaiłam. Naty obwiniała się, że ten cały wypadek był z
jej winy, ponieważ ostatnio poświęcała mi mało czasu. Cóż się
dziwić, skoro Maxi nie odstępował jej na krok. Oni nie widzieli
nic złego w publicznym okazywaniu sobie uczuć, w przeciwieństwie
do mnie. Niestety Leon nie zgadzał się ze mną. Chciał abyśmy
tak jak inne pary chodzili za rączki, przytulali i całowali się
po kątach. Uważałam, że nie trzeba było odstawiać tego całego
przedstawienia. Wystarczyła mi wiedza, że Leoś mnie kocha. Ale
moje zdanie najwidoczniej się nie liczy.
***
Minęły
dwa tygodnie, a ja czułam się świetnie. Pamięci jak dotąd nie
odzyskałam, ale już się tak tym nie przejmowałam. Najwidoczniej
nie było to nic ważnego. Stało się, a ja nie mogłam nic na to
poradzić. Czasami słyszałam jakieś głosy. Martwiło mnie to,
ale uznałam, że jestem przemęczona i muszę odpocząć, dlatego
wcześniej się położyłam. Była druga w nocy jak obudził mnie
mój własny krzyk. Szybko się podniosłam, ale dziewczyny nadal
spały. Wszystko wskazywało na to, że tylko ja go słyszałam.
Byłam cała mokra, tak jakbym biegła w maratonie lub wyszła spod
prysznica. Rzecz w tym, że biegłam, ale nie w maratonie. Nie
chciałam budzić koleżanek z pokoju, dlatego wzięłam szlafrok i
zeszłam do salonu. Na dole nikogo nie było, palił się jedynie
ogień w kominku. Usiadłam w fotelu i słuchałam, jak krople
deszczu bębnią w szybkę. Próbowałam sobie to wszystko
przeanalizować. Nie wiedziałam czy to był zwykły sen, czy
przypomnienie z tamtego wieczoru. To było zbyt realistyczne na
sen,chociaż widziałam wszystko jak przez mgłę. Biegłam gdzieś,
a raczej uciekałam. Musiało być późno bo korytarze były puste.
Najprawdopodobniej ktoś mnie gonił, bo co chwila obracałam się
za sobie. Nie miałam celu, wbiegałam po kolejnych schodach na
górę. Nie miałam już siły dlatego skręciłam w korytarz.
Biegłam przed siebie, aż natrafiłam na ślepy zaułek. Na tym się
skończyło,sen mi się urwał i obudził mnie krzyk. Nie wiem ile
siedziałam w salonie, ale na dworze zaczęło świtać. W pewnym
momencie głowa osunęła mi się na oparcie fotela i zasnęłam.
Obudziłam się w swoim łóżku przytulona do poduszki.
Skąd
się tu wzięłam? Nie wiedziałam, ale byłam temu komuś bardzo
wdzięczna.
Na
śniadanie nie poszłam, nie miałam apetytu. Na lekcjach byłam
nieprzytomna, wręcz nieobecna. Nie mogłam się na niczym skupić.
Cały dzień myślałam o tym śnie, jeżeli można to tak nazwać.
Chciałam o wszystkim opowiedzieć Naty, ale sama nie wiedziałam
czy to zdarzyło się naprawdę. A nawet jeżeli, to nie mogłam.
Przecież potknęłam się na schodach. Bardzo żałowałam, że
zmyśliłam tą całą historyjkę, ale było już za późno, żeby
to odkręcić. Gdy po kolacji wróciłam do pokoju przeanalizowałam
sobie po raz kolejny ten sen. Próbowałam przypomnieć sobie
korytarze, którymi uciekałam, ale nic z tego. Wszystko było, tak
niewyraźne, że aż sama się dziwiłam, że coś zobaczyłam.
Jeszcze jedno - głos. Był taki znajomy. Nie wiedziałam co mówił,
ale wyraźnie go słyszałam. A jeżeli zwariowałam i wyobrażałam
sobie rzeczy, które nigdy nie miały miejsca? Jedynym ratunkiem
będzie oddział zamknięty w Szpitalu Psychiatrycznym. Albo....
pójście tam, gdzie to wszystko się zaczęło.
Tak
jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Poszłam do biblioteki. Z
tego co pamiętam chciałam dowiedzieć się coś o wielkich
muzykach XIX - XXw. Stanęłam przy danym regale i zaczęłam się
rozglądać. Niczego nie zauważyłam, żadnych śladów, kompletnie
nic. Zaczęłam przeglądać książki. Miałam dziwne wrażenie, że
ktoś jest w pobliżu,ale w bibliotece była tylko Gery i kilka
dziewczyn. Wokół mnie nikogo nie było,więc wróciłam do
książek. Nagle czyjaś dłoń znalazła się na mojej tali, sunęła
w dół, aż zatrzymała się na pośladku. Z mojego gardła wydobył
się krzyk. Szybko się obróciłam, ale nikogo za mną nie było.
Byłam przerażona. Wyobraziłam to sobie? A może to stało się
naprawdę? Nic już nie wiedziałam. Wzięłam pierwszą lepszą
książkę i w pośpiechu opuściłam bibliotekę.
***
Nie
wiem co się ze mną działo. Ostatnio wszyscy mnie drażnili i
wkurzali. Na niczym nie potrafiłam się skupić, a nawet
najdrobniejsza rzecz, najdrobniejszy gest mnie irytował. Chciałam
być sama. Tylko ja i moje myśli. Wszystko stało się jasne....
ktoś próbował mnie skrzywdzić. Wydarzenia z tamtego dnia śniły
mi się co noc. Każdej nocy przeglądałam książki w bibliotece,
czułam dłonie na moim ciele, uciekałam korytarzami i wpadałam w
ślepą uliczkę. Następnie słyszałam wyzwiska, które odbijały
się od ścian i cień postaci stojącej nade mną, a na koniec
wielka ciemna plama.
Nie
miałam z nikim kontaktu. Odsunęłam się od przyjaciół. Nie
potrafiłam z nimi rozmawiać. Wolałam być sam na sam z moimi
problemami. Chciałam wiedzieć kto tak bardzo pragnął zrobić mi
krzywdę. Wszystko zmieniło się po
lekcji śpiewu. Wykład trwał już 10 minut. Angie oddała
piosenki, które pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Nagle drzwi do sali
otworzyły się i stanął w nich Federico Pasquarelli. Przeprosił
za spóźnienie i zajął swoje miejsce, nie odrywając ode mnie
oczu. Próbowałam go zignorować, ale jego spojrzenie strasznie
mnie rozpraszało. Widziałam go po raz pierwszy od czasu gdy
wyszłam ze szkolnego szpitala i coś zaczęło mi świtać. Cała
scena z TEGO wieczoru przeleciała mi przed oczami. Osoba, która
nade mną stała to Pasquarelli. Zakręciło mi się w głowie i
zrobiło ciemno przed oczami. Nauczycielka musiała to zauważyć,
ponieważ pozwoliła mi wyjść do łazienki. Wybiegłam z sali jak
poparzona. Stanęłam nad umywalką i przemyłam twarz zimną wodą.
Spojrzałam w lustro i pisnęłam. Ujrzałam za mną znienawidzonego
bruneta. Jeszcze raz przemyłam twarz, ale on nadal tam stał.
-
To byłeś ty! - wrzasnęłam tak głośno, że pewnie usłyszała
to cała szkoła. Nie ważne. To nie było teraz moim problemem.
-
O czym mówisz? - zapytał powoli zbliżając się do mnie.
-
Nie podchodź!!!! - W mojej głowie rodził się plan na jak
najszybszą ucieczkę z tego miejsca.
Wyciągnęłam
książkę i wycelowałam ją prosto w jego głowę. Cała się
trzęsłam, ale próbowałam wyglądać na opanowaną.
-
Wtedy w bibliotece. To ty mnie goniłeś! To ty próbowałeś mnie
skrzywdzić! To ty się nade mną znęcałeś! To ty popchnąłeś
mnie na tą cholerną ścianę i straciłam przytomność! TO BYŁEŚ
TY!
Sama
zdziwiłam się swoją postawą. Byłam pewna siebie, ale nie pewna
tego co mówię. Natomiast on.... W jego oczach mieszał się
smutek, gniew, nienawiść i rozczarowanie.
-
Zgadza się. To byłem ja.- Wiedziałam! Wiedziałam! Ja to po
prostu wiedziałam!
Nawet
nie zastanawiając się skierowałam książkę na ścianę, o którą
opierał się Pasquarelli i z mojej dłoni wystrzeliło opasłe
tomisko. Kafelki zaczęły spadać i przygniatać bruneta. Nie wiem
jakim cudem wygrzebał się spod sterty pyłu i połamanych płytek.
Cała łazienka była zakurzona. Próbowałam wcelować w coś
jeszcze żeby go przygniotło, ale trafiłam w niego. Oberwał całą
torbą która była potwornie ciężka . Wleciał w kabinę przy
okazji rozwalając ją. Leżał w kałuży wody, a krew spływała
mu z czoła. Na Boga co ja zrobiłam? Czy on żyje? Nie
podeszłam do niego, uciekłam. Nie było mnie stać na nic więcej.
Nie
wróciłam już na lekcje, poszłam na dach i siedziałam tam do
późnego wieczoru. Dlaczego to zrobiłam? Co się się ze mną
działo? Przestałam nad sobą panować. Jestem nieobliczalna.
Kiedyś nie skrzywdziłabym muchy, a co dopiero człowieka. Teraz
było mi wszystko jedno. Próbowałam jakoś to sobie wytłumaczyć
i po pewnym czasie znalazłam odpowiedź - zasłużył sobie na to!
Następnego
dnia wstałam wcześniej po i tak nieprzespanej nocy i zeszłam na
śniadanie. W stołówce były pustki, wszyscy jeszcze spali.
Wszyscy oprócz Federico. Siedział przy stole naprzeciw mojego i
jadł tosty z dżemem. Ewidentnie unikał mojego spojrzenia. Miał
zabandażowaną głowę i szramę na policzku. Było mi go żal.
Miałam wyrzuty sumienia, ale starałam się o tym nie myśleć.
Zabrałam się za jedzenie jajecznicy. Gdy zobaczyłam jedzenie mój
brzuch dał o sobie znać głośnym burknięciem. Nie dziwię się
mu, w końcu nie byłam wczoraj na obiedzie i kolacji.
Coraz
więcej osób schodziło na śniadanie. Leon wraz z Maxim dosiedli
się do mnie. Zapytali mnie gdzie wczoraj zniknęłam, chociaż
widziałam, że za bardzo ich to nie interesowało. Byli pochłonięci
rozmową o występie, który miał się odbyć w przyszłą sobotę.
-
Stary nie martw się wygramy to. Nie mają z nami szans - Leon
zapewniał Maxi'ego nakładając na talerz tyle jedzenia ile się
tylko dało - Ludmiło, gdzie wczoraj byłaś? Dziwnie się
zachowujesz. Co się z tobą dzieje? - zapytał obejmując mnie.
-
A co ma się dziać? Wszystko jest w porządku. Po prostu wczoraj
źle się poczułam i zabolała mnie głowa.
-
Dobra, nie musisz się tak unosić.
Dopiłam
resztę soku pomarańczowego, po czym strąciłam rękę Meksykanina
z mojego ramienia i skierowałam się do wyjścia. Na schodach
czekała na mnie Angie.
-
Ludmiło, Pablo chce z panią porozmawiać.
Domyślałam
się o czym. Szłam za Angie, a nogi się pode mną uginały. Cała
się trzęsłam. Bo przecież co ja mu powiem, że rzuciłam
Pasquarlliego w ścianę? Spanikowałam, ale na ucieczkę było za
późno, drzwi otworzył się. Stwórco dopomóż, proszę.
Pomyślałam sobie w duchu.
-
Panno Ferro, miło panią widzieć - dyrektor wpuścił mnie do
środka gabinetu.
Przez
siedem lat nic się tu nie zmieniło. Po środku stało biurko, tuż
za nim regał, na którym spoczywała dokumentacja. Mnóstwo półek
z książkami, portrety sław i wybitnych muzyków, drążek, na
którym jak zwykle wisiały płaszcze, ekspres do kawy i .... zaraz
zaraz.... Co tu robi Pasquarelli? No tak, przecież to on jest tutaj
najbardziej poszkodowany.
-
Proszę sobie usiąść. - wskazał mi krzesło obok chłopaka -
Zapewne słyszała pani o zdarzeniu, które miało miejsce wczoraj
wieczorem. W damskiej toalecie na trzecim piętrze dokonano
niemałych zniszczeń. Akurat was dwoje nie było wtedy na lekcjach.
Czy możecie mi to wytłumaczyć?
-
To chyba oczywiste, że cała wina spada na pannę Ferro. Federico
sam by się przecież nie okaleczył - do gabinetu wkroczył
Gregorio.
-
Ooo, Gregorio. Widzę, że dostałeś moją wiadomość - wtrącił
się Pablo.
-
Czy mam rację? - nauczyciel poczęstował mnie wzrokiem bazyliszka.
-
Panie profesorze.... źle się poczułam, więc wyszłam ....
Byłam
bezradna. Nie wiedziałam co mam zrobić. Powiedzieć prawdę i
wylecieć ze szkoły? A może skłamać i ratować swój tyłek?
Dlaczego to akurat na mnie spadają wszystkie nieszczęścia?
W
tym momencie odezwał się Federico.
-
Ferro nie poszła do łazienki, skręciła korytarzem w prawo do
swojego pokoju. To ja jestem odpowiedzialny za te wszystkie
zniszczenia. Zrobiłem to, ponieważ dostałem kolejny list z prośbą
o powrót do You Mixu, a Marotti zagroził mi, że jeszcze jedna
odmowa a mogę pożegnać się z karierą. Zdenerwowałem się i
miałem chęć zniszczenia czegoś, więc udałem się do damskiej
łazienki. Ferro nie ma z tym nic wspólnego.
Dlaczego
to zrobił? Krył mnie. Nigdy bym nie pomyślała, że Federico
Pasquarelli mój największy wróg wstawi się za mną.
-
Federico czy to prawda? - dyrektor uważnie przyjrzał się
brunetowi. Nie wyglądał jakby kłamał. Był bardzo wiarygodny,
może dlatego Pablo we wszystko uwierzył.
-
W takim razie panna Ferro jest wolna. Z tobą chciałbym jeszcze
zamienić słówko.
Nie
wierzyłam w to co słyszę. Pożegnałam się i jak najszybciej
opuściłam gabinet dyrektora. Gdy schodziłam po schodach słyszałam
zażalenia i protesty Gregori'a. Nie obchodziło mnie to, teraz
chciałam znaleźć się w swoim pokoju. Dlaczego on to zrobił? To
pytanie nie dawało mi spokoju. Pewnie chciał abym milczała
***
Nadszedł dzień oczekiwany przez całą szkołę – występ klasa
A kontra klasa A2 (sami chłopcy). W szkole od samego rana panował
zamęt. Drużyna z Maxim na czele siedziała przed kominkiem na
dywanie i po raz kolejny omawiała układ. Dziewczyny siedziały w
pokojach i szykowały się. Paznokcie, fryzury, miniówki i wielkie
dekolty. Po co to wszystko? Przecież to zwykły występ. Nie
chciałam być gorsza, ale też nie chciałam wyglądać, jak co
niektóre lafiryndy. Dlatego włosy ułożyłam w ładne loki,
zrobiłam delikatny makijaż i założyłam dżinsy a do tego
skórzaną kurtkę. Gdy Leon mnie zobaczył przyciągnął do siebie
i pocałował. Czułam się niekomfortowo i to nie pierwszy raz.
Trzymał mnie w ramionach i wpychał język do ust. Oderwałam się
od niego i chciałam mu walnąć, ale powstrzymałam się. Za dwie
godziny miał występ i nie powinien się denerwować, musiał być
w formie. Obiecałam sobie, że porozmawiam z nim po tym jak już
wygra ten cały show.
Wszyscy
razem zeszliśmy na śniadanie. Cały personel rozmawiał o
występie, nawet nauczyciele. Usiedliśmy do stołu, ale jakoś nie
miałam apetytu. Bardzo bolała mnie głowa. W trakcie śniadania
Pablo wstał i życzył wszystkim powodzenia. W mgnieniu oka ludzie
rzucili się do drzwi. Chcieli zająć najlepsze miejsca. Wraz z
Fran poszłyśmy dać chłopakom po buziaku na szczęście i
zajęłyśmy miejsca na trybunach. Na scenę wyszli chłopaki w
czerwonych i zielonych strojach. Kapitanowie uścisnęli sobie
dłonie i usłyszeliśmy takty muzyki.
Wstęp
trwał już od ponad godziny, a wynik co chwilę ulegał zmianie.
Walka była zacięta, zawodnicy szli łeb w łeb. W tym show nie
było lepszych, obie drużyny tańczyły i śpiewały znakomicie.
Nie można było doczepić się także kibiców, którzy dopingowali
swoim faworytom. Na trybunach roiło się od szyldów, oklasków.
-
Proszę państwa, a teraz występ finałowy Federico
Pasquarelli!!!!!!! Leon Verdas poszedł w jego ślady i leci tuż za
nim!!! A cóż to?
Do
jasnej cholery co on robi?
-
Ała... to musiało boleć, proszę państwa......
Nic
więcej nie słyszałam. Stałam jak osłupiała i patrzałam jak
Leon wleciał w Federico jednocześnie strącając go ze sceny.
Zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. W ostatnim
momencie chwyciłam się barierki,aby nie upaść. Wszystko mi się
przypomniało.
Poczułam dłoń na moim pośladku a po chwili ktoś mnie
objął.
-
Zostaw Leon, nie tutaj!
Wyślizgnęłam
się z jego objęć i sięgnęłam po wybraną książkę.
-
Ciii... wyluzuj- powiedział muskając palcami mój policzek i
zbliżając usta do moich. Odwróciłam głowę. Jego gorący oddech
palił mi skórę.
-
Nie chcę robić tego teraz
Powiedziałam
chrapliwie. Czy nikogo tutaj nie ma? Gdzie jest jakaś nauczycielka?
-
Ty nigdy nie chcesz- wymamrotał z ustami przy mojej szyi.
-
Może źle się do tego zabierasz....- powiedziałam mu coraz
bardziej przerażonym głosem.
Zaczął
całować mnie bo obojczykach.
-
Przestań!
Odepchnęłam
go i wyszłam z biblioteki. Szedł tuż za mną. Bałam się jak
cholera, było późno i korytarze były puste. Przyśpieszyłam, a
za rogiem zaczęłam biec. Leon deptał mi po piętach. Nie miałam
już siły, z ledwością pokonałam ostatnie schody i wślizgnęłam
się na korytarz na ostatnie piętro. Biegłam przed siebie, ale co
to? Nie nie nie!!!! Ślepy zaułek. Wszystko tylko nie to. Już po
mnie. Leon powoli zbliżał się do mnie. Nie miałam żadnej
ucieczki. Przysunął mnie do ściany i nachylił się.
-
Nie wierć się, bo będzie bolało.
Wyszeptał
wprost do mojego ucha i ugryzł je. Pisnęłam. Usiłowałam
wyślizgnąć się spomiędzy jego i ściany. Wbiłam mu dłonie w
pierś, ale je odepchnął. Wgniótł mnie w zimną ścianę całym
ciężarem swojego ciała. Poczułam jak włoski jeżą mi się na
karku i zaczęłam rozważać opcje jakie mi pozostały. Mogłam
krzyczeć, ale były nikłe szanse, że ktoś mnie usłyszy. Mogłam
go walnąć. Raczej głupi pomysł, zważając na to, że jest ode
mnie wyższy i silniejszy. Niestety nic nie mogłam zrobić. Leon na
nic nie zważał. Naparł na mnie jeszcze mocniej. To było CHORE!
Dysząc rozgniatał moje usta swoimi i niemal już się wtapiałam w
ścianę.
-
Nie...
Szepnęłam.
Nic nie odpowiedział. Twarde pożądliwe dłonie wdarły się pod
moją bluzkę. Czując jego dłonie na swoim ciele kurczowo
wciągałam powietrze. Zaczęłam płakać. Mój oddech był
nierówny i szarpany tłumionym łkaniem. Chwyciłam jego rękę i
odepchnęłam ją od siebie z siłą o jaką się nie podejrzewałam.
Znów po mnie sięgnął. Zaczął szarpać się z zamkiem od mojej
spódnicy a wtedy bez namysłu odwinęłam się i go uderzyłam .
Nie zdążyłam uświadomić sobie, jak zapiekła mnie dłoń bo
poczułam uderzenie na twarzy. Na swojej twarzy! Roztrzęsiona i
zapłakana zaczęłam osuwać się po ścianie. Bezsilna i
sparaliżowana leżałam na podłodze. Policzki miałam zimne i
szczypiące od łez. Leon zaczął się nade mną nachylać. Wtem
głos otwieranych drzwi przerwał moje szlochy. Ktoś wychodził z
starej sali. To był Pasquarelli. Obrócił się w naszą stronę.
Najpierw spojrzał na mnie a później przeniósł swój wzrok na
Leona. W błyskawicznym tempie wyciągnął ręce w jego stronę i
zaczął go okładać. Leon również szybko zaczął się bronić.
Wyzwiska i ich ciała odbijały się od wszystkiego co możliwe.
Bałam się, że zaraz oberwę.
-
Ferro, uciekaj! No już!!!
Zaledwie
się podniosłam a Leon doskoczył do mnie i z całej siły popchnął
mnie na ścianę. Walnęłam w nią głową i straciłam
przytomność. Fede dobiegł do mnie i ostatnie co widziałam, to
jego brązowe włosy opadające mu na czoło.
-
Ludmiła! Luśka, dobrze się czujesz?- pytała Fran potrząsając
mną.
Parę
razy przetarłam oczy i złapałam się za pulsującą głowę. Po
chwili uświadomiłam sobie,że występ nadal trwa. Zerknęłam na
scenę i wzrokiem szukałam Fede. Jest tam, nic mu się nie stało.
Spojrzałam wyżej i ujrzałam Leona. Bez zastanowienia zaczęłam
przepychać się do wyjścia. Szybko opuściłam trybuny i
skierowałam się w stronę szkoły. Jak on mógł mi to zrobić?
Wiele razy mnie do tego namawiał, a ja się nie zgadzałam, ale
nigdy w życiu nie podejrzewałabym go o takie coś. O gwałt! Tak
bardzo chciałam wiedzieć co się stało tamtego wieczoru. Teraz
oddałabym wszystko, żeby o tym zapomnieć. Biegłam przed siebie,
na niczym mi nie zależało. Było mi wszystko obojętne. Chciałam
uciec od rzeczywistości, być sama. Zaczęłam się zastanawiać
nad miejscem, w którym nikt nie będzie mógł mnie znaleźć. Mój
pokój? Nie. Ta stara klasa? Nie, nigdy nie przejdę tym korytarzem.
Może pokój Angie? Też nie. Krążyłam po dziedzińcu i
próbowałam coś wymyślić. Spojrzałam w górę i ...... Tak,
dach, to jest to. Wspinałam się po krętych,drewnianych schodach,
aż znalazłam się na szczycie. Z okna zobaczyłam całe wydarzenie
i tancerzy, a wśród nich Leona. Dopiero wtedy wszystko do mnie
dotarło. Osunęłam się po ścianie a z mojego gardła wydobył
się stłumiony szloch. Płakałam jak dziecko. Nie mogłam tego
pojąć, jak chłopak, którego kochałam mógł zrobić coś
takiego. Przez myśl mi to nie przychodziło. Wymacałam przez
koszulkę łańcuszek od Leona i zerwałam go. Obracałam go
pomiędzy palcami i przypominałam sobie nasze pierwsze spotkanie
przed moim domem, nasze występy, pierwszy pocałunek, wszystkie
chwile spędzone razem. Pomyśleć, że już tego nie ma. Nie ma
NAS! Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Serce podskoczyło mi do
gardła, przecież wszyscy są na meczu. Kto to? Podniosłam się i
wyciągnęłam torebkę. Kroki były coraz bardziej wyraziste.
Wpatrywałam się w zbliżający się cień. Byłam przerażona....
a jeżeli to on? Torebka wyleciała mi z dłoni i przeturlała się
w stronę schodów. Schyliłam się po nią. Wyciągnęłam rękę,
ale napotkałam czyjąś dłoń. Podniosłam głowę i napotkałam
czekoladowe tęczówki. Wstałam i rzuciłam mu się na szyję. Nie
obchodziło mnie,że mnie odtrąci. O dziwo tego nie zrobił.
Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. On po prostu przytulił,
a ja wypłakałam się w jego pierś. Potrzebowałam teraz bliskości
drugiego człowieka.
-
A co z występem?
-
Ty jesteś ważniejsza.
Nie
wiem dlaczego, ale w jego ramionach czułam się bezpieczna i
potrzebna. Z kolei on trzymał mnie jakbym była największym
skarbem na ziemi. Gdy już się uspokoiłam zadałam pytanie, które
mnie dręczyło
-
Fede, dlaczego wtedy, w łazience powiedziałeś, że to byłeś
ty?- zapytałam go nie odrywając głowy od jego torsu.
-
A czy uwierzyłabyś gdym powiedział ci prawdę?- w jego głosie
dało się słyszeć smutek i rozczarowanie.
Milczałam.
Zabolało go to.
-
Sama widzisz... Ale gdyby mi ktoś powiedział, że Verdas jest
zdolny do czegoś takiego,też bym nie uwierzył. Jak cię wtedy
zobaczyłem, przeżyłem szok. Byłaś taka bezbronna, bezsilna a w
twoich oczach malowała się pustka. Nie mogłem się po tym
pozbierać. Przez miesiąc unikałem cię i nie chodziłem na
wspólne lekcje. Dopiero potem uświadomiłem sobie, że źle
zrobiłem. Powinienem od razu wyjawić ci całą prawdę.
-
Dlaczego?
-
Co dlaczego?- powtórzył zadane przeze mnie pytanie.
-
Dlaczego go powstrzymałeś? Równie dobrze mogłeś przejść obok
niczego nie widząc.
Uniosłam
głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
-
Ponieważ zależy mi na tobie.- Nie wierzyłam w te słowa. Wydawały
mi się jakimś nie śmiesznym żartem.
-
Przecież jestem zwykłą nic nie wartą suką a ty.... -
odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
-
Nigdy nie mów o sobie w taki sposób. Wiem, że tyle razy cię
obrażałem i poniżałam, ale to już minęło. Jest mi z tego
powodu bardzo przykro. Przepraszam za wszystkie przykrości, które
przydarzyły ci się z mojego powodu. A powstrzymałem go dlatego,
że jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Dopiero tamtego wieczoru
sobie to uświadomiłem i nie mogłem pozwolić żebyś kolejny raz
przeze mnie cierpiała.- Tak, to wydaje się coraz bardziej
prawdopodobne.
Otarł
mi łzę z policzka i pocałował w czoło. Po ty geście już
wiedziałam, że wszystko co mówi jest prawdą. Wierzyłam mu.
Nagle
na dach wpadł rozwścieczony Leon.
-
Nie wierz mu! To zwyczajny śmieć! Luśka on kłamie, nigdy bym cię
nie skrzywdził. Kochanie...
-
Zamknij się sukinsynie! - chłopak puścił mnie.
Fede
wymierzył cios w nos blondyna. Ten odskoczył i stracił
przytomność. Włoch złapał mnie za rękę i poprowadził do
wyjścia. Zanim opuściliśmy dach kopnął Leona w żebra i
powiedział
-
Mam nadzieję, że polubiłeś łajzy takie jak ty, bo od dzisiaj
będą to twoi jedyni przyjaciele.
***
Studio
ukończyłam 6 lat temu. Obecnie mam 24 lata. Wyszłam za Federico 4
lata temu, mamy razem 2-letnią córeczkę Hope. Rozdział z Ronem
jest już dla mnie skończony. Aktualnie został zamknięty w
Wiezieniu i prędko stamtąd nie wyjdzie. Nareszcie mogę
powiedzieć, że jestem szczęśliwa jak nigdy dotąd. Nic nie
mogłoby popsuć mojej rodziny ani relacji z przyjaciółmi.