czwartek, 30 kwietnia 2015

Walcząc o Miłość: 8








 - Żartujesz? – wyszeptała Violetta, kiedy Ludmiła przyszła do Verdasów, z Ruggero, w odwiedziny. – To przecież jest... – nie skończyła widząc wzrok przyjaciółki.
    - Dzień dobly – powiedział Ruggs trzymając Ludmiłę za rękę i patrząc ufnym wzrokiem na Violę, która pod wpływem tego spojrzenia poczuła, że się rozpływa.
    - Dzień dobry, kochanie – odpowiedziała Violetta kucając. – Jak masz na imię?
    - Ruggero, proszę pani – odpowiedział, po czym spojrzał promiennie na Ludmiłę.
    Violetta nie mogła uwierzyć widząc małego Pasquarlliego u niej w domu. Pani Verdas zastanawiała się na początku, czy jej przyjaciółka czasem nie upadła na głowę, ale widząc z jaką miłością dziecko patrzyło na Ludmiłę doszła do wniosku, że jednak nie.
    Weszli do domu, gdzie Leon właśnie kończył jeść obiad. Widząc swojego małego gościa, o mały włos by się zakrztusił sokiem pomarańczowym, który właśnie pił. Daniel, który śmiał się z ojca właśnie schował się za nim, kiedy ujrzał blondwłosego chłopczyka, który nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Kurczowo trzymał się ręki Ludmiły.
    - Ludmi! – powiedział Leon tonem, który zdradzał radość, zaskoczenie, szok oraz niepewność.
    - Cześć Leoś! Zobacz Dan, przyprowadziłam ci kolegę. No chodź, nie bój się – dodała kucając obok małego blondynka, kiedy brązowowłosy chłopiec podszedł do nich bliżej. – Poznajcie się. Daniel, to jest Ruggero. Ruggero, to jest Daniel.
    Chłopcy popatrzyli na siebie nieśmiało, na co Laudmiła uśmiechnęła się do nich przyjaźnie.
    - Dan, weź Rugga do pokoju i pokaż mu swoje zabawki – powiedziała Viola patrząc rozmarzonymi oczami na małego Pasquarlliego który zarumienił się słysząc swoje imię wypowiedziane z ust drugiej kobiety.
    - Ludmiło, mogę iść? – zapytał szeptem, na co Leon zareagował nagłym atakiem kaszlu.
    - Oczywiście, kochanie – odpowiedziała uśmiechając się do chłopca, puszczając atak kaszlu mimo uszu. – Tylko pamiętaj, co mi obiecałeś.
    - Dobrze – powiedział, po czym poszedł za Danielem do jego pokoju, zostawiając dorosłych w salonie.
    Ludmiła wstała, po czym spojrzała na przyjaciół wymownie.
    - Przepraszam was, ale nie mogę już patrzeć na to, jaki on jest samotny. Nie ma żadnego kontaktu z rówieśnikami.
    - Nie mówiłaś, że to syn Pasquarlliego – powiedziała Violetta wstawiając talerz Leona, do zmywarki.
    - Sama się niedawno dowiedziałam – powiedziała siadając na kanapie, po czym westchnęła. – I błagam, Leoś, nic mi nie mów na jego temat, bo mam go po dziurki w nosie. Przyszłam tutaj, by o nim nie myśleć.
    Violetta popatrzyła na nią z rozbawieniem.
    - Co masz na myśli, Ludmiło, mówiąc: by o nim nie myśleć? – zapytał Leon szczerząc się do swojej żony, na co Ludmiła parsknęła śmiechem. Trafił swój na swego, pomyślała.
    - Och, przestań Verdas! – powiedziała po chwili. – To naprawdę nie jest śmieszne. Wczoraj dwie godziny musiałam wysłuchiwać krzyków Lisy. Twierdziła, że nie chce bym mieszkała w jego domu. Na co Pasquarelli zaczął wrzeszczeć, że to jej wina, ponieważ nie chce zamieszkać z nim. Darli się tak do pierwszej w nocy, dopóki nie przyszłam i nie zwróciłam im grzecznie uwagi, że w domu śpi małe dziecko.
    - I zapewne nie byli zachwyceni – dopowiedziała Violetta, na co Ludmiła przytaknęła jej ruchem głowy.
    - Federico wpadł w szał. Myślałam, że mnie zabije za to, że weszłam do jego gabinetu bez pytania i zakłóciłam tą dyskusje, jednak on tylko przyznał mi rację, po czym wyrzucił swoją narzeczoną z domu dając jej czas do namysłu. Oczywiście nie obyło się bez obelg w moją stronę.
    - A to suka – wyszeptała Violetta, po czym zasłoniła sobie usta. Przypomniała sobie, że miała nie przeklinać w obecności dzieci. Na szczęście żadnego malucha w pobliżu nie było. – Przepraszam, wymknęło mi się.
    - A co na to Pasquarelli? – zapytał Leon zaskoczony reakcją swojego wroga dawniej przyjaciela.
    - Zaczął mi truć, jaka to Lisa jest uparta. Jest święcie przekonany, że ta laleczka kocha jego dziecko i tylko dlatego z nią jest. Szkoda, iż nie widzi, że jest z nim dla pieniędzy.
    - No co ty gadasz?! – zawołali równocześnie państwo Verdas.
    - To niemożliwe, żeby Federico był aż tak ślepy – dodał szybko Leon.
    - Wiesz – zaczęła powoli Ludmiła. – Wydaje mi się, że on tylko chce za wszelką cenę znaleźć dziecku matkę – powiedziała cicho. – Na początku pobytu w rezydencji dowiedziałam się o jego konflikcie z dziadkami chłopca od strony matki. Myślę, że chcą mu odebrać Rugga – dodała cicho spoglądając niepewnie na drzwi.
    Przez chwilę w salonie państwa Verdasów panowała dziwna atmosfera. Każdy był pochłonięty we własnych myślach. Najbardziej jednak spięty był Leon, który szybko ujawnił swoje emocje:
    - Przecież nie mogą odebrać dziecka ojcu!
    Violetta pogłaskała go po dłoni, na co Ludmiła uśmiechnęła się mimowolnie. Zazdrościła im. Z nich po prostu emanowała miłość na wielką skalę. Gdyby można było zrobić bombę z ich miłości, to Ludmiła była przekonana, że miałaby moc bomby atomowej.
    - Mogą, Harry, jeśli udowodnią sądowi, że Pasquarelli jest złym ojcem – Ludmiła zrobiła w powietrzu jakiś gest nie wiedząc co miał oznaczać. – Nie chcę o tym myśleć. Dzisiaj rano zrobił mi awanturę, że Ruggero za dużo siedzi w domu. Skoro tak to postanowiłam zabrać go do was, by poznał Dana i Sama, a później zabieram go do Zoo.
    - Chcesz go zabrać do zoo? – zapytał Leon ze śmiechem.
Nie boisz się, że wypuści jakieś zwierzę z klatki, bądź terrarium?
    Ludmiła spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka.
    - Nic się złego nie stanie – powiedziała z mocą w głosie. – Przecież będzie ze mną.
    I rzeczywiście nic się nie stało. Podczas pobytu w zoo zobaczyli wszystkie stworzenia, jakie tam trzymano. Chłopiec był zachwycony żyrafami, lwami i innymi dużymi zwierzętami. Sam nawet chciał zabrać do domu małego białego tygryska, jednak, kiedy tygrysica zawyła mu do ucha, na co, ku zaskoczeniu Ludmiły, zareagował ze śmiechem, postanowił, że zostawi „małego kotka” z mamusią, żeby mu nie było samemu smutno.
    Po wycieczce w zoo Ludmiła zabrałaRugga na King Cross, gdzie mieściła się siedziba sklepu o tematyce Potterowskiej. Marco świetnie dawał sobie radę zastępując Fran, która była w stanie błogosławionym. Nie przeszkadzało to jednak w tworzeniu wspólnych zabaw – Maxi miał w swoim gabinecie kamerkę z która z Fran i Marco naradzali się w każdej sprawie. To ona nadal była głównym dowodzącym w interesach.
    - Cześć Luds! – powiedzieli równocześnie Marco i Maxi, gdy znalazła się w gabinecie Maxi'ego. – Co u Ciebie słychać? – dodał Fran.
    - Dzięki, wszystko w porządku. Czy macie coś fajnego i niegroźnego dla czteroletniego chłopca? – dodała wskazując głową na swojego towarzysza.
    - Na gBoga! – zawołali razem. – Ludmiło, nie chcesz mi chyba powiedzieć, że o czymś nie wiem? – zapytał zszokowany Maxi.
    - Nie – zaśmiała się Ludmiła widząc miny bliźniaków. – To nie moje, tylko Pasquarlliego.
    - A od kiedy ty zajmujesz się małym Psquarellim? – zapytała podejrzliwie Fran podchodząc bliżej kamerki, by lepiej widzieć. – Istotnie! Skóra zdjęta z Federico – zawyrokowała odwracając się w stronę swojego Męża.
    - No, to Ludmiło, czas na wyjaśnienia – powiedział Maxi siadając wygodnie w swoim fotelu.
    Blondynka machnęła ręką biorąc Rugga na ręce.
    - Nie ma co wyjaśniać. Potrzebowałam pracy, a Pasquarelli potrzebował guwernantki do dziecka, więc dał mi pracę. Koniec.
    Maxi uniósł do góry brwi przyglądając się Ludmile z zaciekawieniem.
    - Tylko tyle? – zapytała zawiedziona Fran. – A już miałam nadzieję na jakieś wątki erotyczne...
    - Fran, wybacz, ale nawet jeśliby były, to bym ci ich nie zdradziła – odwarknęła Ludmiłaa, na co ona zareagowała głośnym śmiechem, a Lud zrobiła się czerwona jak piwonia. – No, ej, przestańcie! Ze mną jest dziecko!
    - Jakie dziecko? – zapytała Cami, który właśnie wszedł do gabinetu Maxiego. – Ach, ten twój słodziak, o którym opowiadała mi Vilu. Cześć maleńki, jak się masz? – dodała podchodząc do chłopca. – Ale przecież to mały Pasquarelli! – zawołała strasząc chłopca, który wtulił się mocno w Ludmiłę. Po chwili poczuła, że jej bluzka jest mokra od łez Ruggero.
    - A oto królowa taktu i elokwencji – warknęła Ludmiła. – Ruggero, przestraszyłeś się Cioci Camili? – zapytała chłopca, na co malec głośniej zachlipał. – I widzisz Cam? Jak mogłaś coś takiego zrobić? Zresztą... Czego mogłam się po tobie spodziewać? – dodała, po czym zaczęła uspokajać chłopca, pozwalając rozmawiać chłopakom o ich interesie.
    - Załatwiłaś wszystko, Cami? – zapytał Maxi wyciągając z biurka jakieś dokumenty.
    - Tak, więc proszę cię zamknijmy ten sklep dzisiaj o odpowiedniej godzinie, bo inaczej Cię zabije – dodał jęcząc przy tym.
    - A co, Camilo? Czyżby ty i Brod macie rocznicę ślubu? – zapytał złośliwie Marco, na co Maxi parsknął śmiechem. Kto jak kto, ale Cami była mistrzem w zapamiętywaniu o rocznicy swojego ślubu.
    - Przestańcie, okej? Po prostu chcę aby ten dzień był idealny. Mama obiecała przypilnować Vitani, więc wiecie...
    - No, dobra – powiedziała Fran. – Leć do tego swojego Romeo – Ludmiła spojrzała na nią jak na wariatkę. – No co? – zapytała zaskoczona. – Nigdy romansideł nie oglądałaś?
    - Oglądałam, ale nie sądziłam, że ty oglądałaś. W końcu sama takie przeżywasz.
    - Ja tam lubię je oglądać – powiedzieli równocześnie Maxi i Marco.
    - Ja też – dodała Camila, która był już ubrana w zwykłe ciuchy, a nie w szatę czarodzieja, który do tej pory miała na sobie. – Gdyby nie to, to by cię tutaj Ludmiło nie było.
    - Geniuszka się znalazła – odmruknęła.
    – Leć do mężusia, bo czeka! – krzyknęli wszyscy poganiając rudowłosą. Po chwili usłyszeli znajomy dźwięk trzaśnięcia drzwiami.
    - Co za idiotka! – warknął Maxi wstając z fotela. – Już milion razy mówiłem jej, by nie trzaskała drzwiami. Chodź Ludmiło, znajdziemy coś dla twojego małego przyjaciela.
    Kilkanaście minut później, kobieta wraz z blondynkiem wyszli obładowani różnymi zabawkami. Były tak ciężkie, że Ludmiła powoli nie dawała rady dlatego przyśpieszyli kroku. Weszli z uśmiechami na twarzy do wielkiej rezydencji, gdzie czekała niemała niespodzianka. 




Hej osoba która napisze najfajniejszy rymowany :D Kom dostanie ode mnie dedykację następnego rozdziału i Miniaturkę. Rozdział napisany w 30 minut :)


środa, 29 kwietnia 2015

Walcząc o Miłość: 7





 - Dziękuję ci – usłyszała barytonowy głos. Nie wierzyła własnym uszom. Federico Pasquarelli dziękował! Zszokowana otworzyła oczy zastanawiając się, czy jej wróg nie zwariował.
    - Co? – to było jedyne pytanie, które dała radę wypowiedzieć.
    Pasquarelli prychnął pogardliwie.
    - Co „co”, Ferro? Nie masz w słowniku takiego wyrazu jak „dziękuję”? Chyba nie muszę tłumaczyć co ono znaczy – warknął spoglądając złośliwie na blondynkę. Dziwnie się czuł, kiedy tak na nią patrzył – nie odczuwał do niej nienawiści takiej, jak kiedyś. Jednak ciągle sprawiało mu radość denerwowanie jej. Wyglądała wtedy uroczo...
    - Chodziło o to, za co mi dziękujesz – odburknęła cicho, lecz mężczyzna to usłyszał i uśmiechnął się triumfalnie.
    - To chyba oczywiste – jego ton wyraźnie wskazywał, że powód podziękowań skierowanych w stronę kobiety powinien być oczywisty. – Za to, że doskonale zajmowałaś się moim synem. Swoją drogą, nie sądziłem, że obdarzy cię tak wielką sympatią.
    - Nie sądziłeś? – zapytała wybita z pantałyku. – To ty wiedziałeś...?
    Pasquarelli uderzył się w czoło, jakby o czymś zapomniał.
    - No tak, Ferro. Zapomniałem z kim mam do czynienia – teatralnie wskazał ją niedbałym ruchem dłoni, nieświadomie odgarnął z czoła kosmyk włosów, który mu przeszkadzał. – Jak to możliwe? Myślałaś, że nie wiem, kogo trzymam pod własnym dachem? Ten, kto nadał ci ten tytuł musiał być ślepy. No, chyba że to był Andres, ale przecież, tak swoją drogą, on jest ślepy i głupi.
    - Nie obrażaj moich przyjaciół, Pasquarelli – powiedziała na tyle głośno, na ile pozwalał jej w tym momencie głos.
    - Tak się składa, Ferro, że jesteśmy w moim domu, a jak pewnie wiesz „wolność Tomku w swoim domku”. Nie mów, że tego nie znasz, bo i tak ci nie uwierzę. Poza tym nawet mój syn wie, że nie potrafisz kłamać, dlatego proszę, oszczędź mi tych nieudanych łgarstw. Im więcej gadasz, tym gorzej dla ciebie – dodał widząc, że chce coś powiedzieć.
    - Od kiedy tak się przejmujesz tym, co jest dobre dla mnie? – zapytała siląc się na ironię.
    Nieudolnie, co zauważył Federico uśmiechając się do niej bezczelnie.
    - Może od czasu, w którym zacząłem ci płacić za opiekę i naukę mojego dziecka?
    - Nikt ci tego nie każe robić – odpyskowała.
    - Oczywiście – odpowiedział siadając na krześle. – Ale jak wiesz, to ja decyduję kto, co, gdzie i jak w tym domu. A jeśli powiedziałem, że chcę, żebyś pracowała dla mnie - to tak będzie.
    - Nie pracuję dla ciebie. Pracuję dla Rugg'a.
    Fede spojrzał na nią z rozbawieniem.
    - Poprawka: pracujesz dla mnie zajmując się Ruggero. To ja ci płacę, a nie on. Poza tym nie wykorzystuj mojego dziecka do podważania moich argumentów.
    Na chwilę w pomieszczeniu zapadła grobowa cisza. Ludmiła, podobnie jak Federico była pochłonięta we własnych myślach. Zastanawiała się, jak to się stało, że nie skojarzyła małego blondynka z jej odwiecznym wrogiem. Przecież byli jak dwie krople wody.
    Z tą różnicą, że oczy Ruggusia wyrażały miłość, zaś Malfoya chłód i niedostępność.
    - Dlaczego mnie przyjąłeś na to stanowisko? – zapytała po chwili ciszy.
    - Nie wiem co mną kierowało – odpowiedział nazbyt szczerze, co zaskoczyło jego samego tak samo, jak Ludmiłę. – Kiedy zadzwoniłaś do Babci właśnie wtedy zastanawialiśmy się nad przyjęciem na tą posadę kogoś innego, jednak kiedy usłyszałem twoje nazwisko od razu podjąłem ostateczną decyzje.
    - Chciałeś mnie upokorzyć, prawda? – zapytała.
    - Upokorzyć? – zapytał zaskoczony. – Ferro, to zaszczyt dla ciebie, że przebywasz w towarzystwie mojego syna. Powinnaś oddawać mu hołd za to, że chce mieć z tobą do czynienia.
    - Nie przesadzaj – warknęła – twój synek nie jest wcale taki kochany, jak ci się wydaje. – Zełgała, jednak Pasquarelli uniósł leniwie lewą brew, sprawiając że Ludmiła zrobiła się cała czerwona ze wstydu. Rzeczywiście, nie potrafiła kłamać. Małego traktowała jak najwspanialsze dziecko na świecie.
    - A już miałem nadzieję, że się zmieniłaś, Ferro – powiedział rozbawiony wyciągając zza pazuchy nóż. – Ale nie. Tyle, że wiesz... – dodał nagle znajdując się przy niej i szepcząc do ucha – nie waż się więcej obrażać mojego dziecka, bo inaczej cię zabiję. Możesz obrażać mnie, ale nie Ruggero, zrozumiałaś? – przyłożył nóż do jej gardła.
    - Nigdy bym go nie obraziła – powiedziała cicho starając się, by nie usłyszał w jej głosie paniki.
    - Ja myślę – odpowiedział Pasquarelli, po czym się odsunął krzycząc: - Na Boga! Znalazła Babcia tą maść czy nie?!
    Babcia natychmiast weszła do kuchni z małą tubką, którą podała mojemu pracodawcy. On chwilę spoglądał na jej zawartość, po czym podał Ludmile.
    - Masz. Twoje zdrowie, Ferro– powiedział unosząc brwi i przy okazji uśmiechając się złośliwie. Dziewczyna wykorzystała na raz całą tubkę, spachniała ohydnie, ale zadziałała natychmiast: rany zaczęły znikać, a zamiast swędzenia czuła lekkie mrowienie przynoszące ulgę. Nie zauważyła, że Pasquarelli przygląda jej się z lekką obawą ściskając mocno pięści tak, że aż zbielały mu knykcie. Zamknęła oczy chcąc się zrelaksować. Czuła się tak dobrze...
    -Ferro – wyszeptał Pasquarelli, ale kiedy Ludmiła nic mu nie odpowiedziała podszedł do niej i lekką nią potrząsnął. – Ferro?
    To też jednak nie podziałało, więc zrobił coś, czego nikt nigdy by się po nim nie spodziewał – uderzył ją w twarz.
    - FERRO! – warknął, kiedy dziewczyna otworzyła przymrużone oczy. – Wstawaj.
    - Chcę spać – odpowiedziała.
    - Nie możesz spać. Pamiętaj, że nie jesteś tutaj od spania, tylko od zajęcia się Ruggem.
    - To jego wina, że pogryzły mnie komary. Chciał iść łowić ryby. No to ma te ryby.
    - To nie jest jego wina, tylko twoja, idiotko! –Pasquarelli był wściekły. Nie mógł pozwolić, by dziewczyna zasnęła. Mogłaby to mieć niewłaściwe skutki uboczne. – Trzeba było wypsikać się odpowiednim specyfikiem.
    - Nie mam takiego – odpowiedziała czerwieniąc się przy tym jak piwonia. Federico poczuł, że zaraz go szlag trafi, jeśli dziewczyna nie weźmie się w garść.
    - Chyba odznaczę ten dzień świętem narodowym – zaszydził Pasquarelli. - Ferro nie jest taka idealna.
Chyba zaraz umrę z wrażenia. Ostrzegam cię, Ludmiło. Jeśli w tej chwili nie wstaniesz to wywalę cię stąd na zbity pysk i dam ci taką opinię, że nawet na sprzątaczkę cię nie przyjmą.
    - Ależ,Federico! Wyrażaj się w stosunku do damy –  zawołała urażona Babcia.
    - Przepraszam, ma Babcia rację – odpowiedział skruszony Pasquarelli, co sprawiło, że Ludmiła otworzyła oczy. – No wreszcie, Ferro. A teraz wstawaj i chodź – chwycił ją za rękę podrywając ją z kanapy i wyprowadzając z kuchni.
    Ludmiła, która jeszcze nie doszła do siebie, szła za brunetem, prowadzona za rękę jak małe dziecko, do salonu, gdzie czekał na nich Rugguś. Był cały zapłakany. Blondyka natychmiast zrozumiała, że powinna była szybciej posłuchać Federico i przyjść zobaczyć, co z chłopcem. Szybko wyrwała rękę z uścisku mężczyzny, by po chwili znaleźć się przy blondynku i przytulić go jak najcenniejszy skarb.
    - Spokojnie. Dlaczego płaczesz? – zapytała słodkim głosem, który sprawił, że Federico, który stał nieopodal musiał się czegoś przytrzymać, by nie upaść z wrażenia. Jej ton był tak przesiąknięty dobrocią i miłością, że mężczyzna ze szczerą przyjemnością stwierdził, że mógłby go słuchać cały czas. Po chwili zrozumiał, co właśnie pomyślał i sprawiło to, że spojrzał na Ludmiłę jak na kobietę. Prawdziwą kobietę.
    - Bo... ja... – zaczął Rugg chlipiąc. – Ludmiło! – rzucił jej się na szyję tuląc najmocniej jak potrafił. – To moja wina...
    Fede patrzył na tą sytuację z przerażeniem. Jego dziecko tuliło się do Blondynki oskarżając siebie za to, że, z jej głupoty, stała jej się krzywda. Nie mógł tego znieść. Serce go bolało na ten widok, ale nie mógł nic zrobić. Nie mógł podejść do kobiety i odebrać jej dziecka, bo sprawiłby tym blondynkowi większy ból. A tego przecież nie chciał. Musiał czekać na dalszy rozwój sytuacji.
    - Ruggero, co ty mówisz? – zapytała zaskoczona Ludmiła. – Kto ci naopowiadał takich głupot?
    - Anna mówiła... że jesteś chola... przes komaly... – wypowiedział malec płacząc jeszcze głośniej.
    - Właśnie: przez komary, a nie przez ciebie, kochanie – Ludmiła nie cierpiała zwracać się do niego w takich sytuacjach po imieniu: było dla niego zbyt dorosłe. – No, już, skarbeńku, nie płacz, przecież nic mi nie jest. Zobacz. Tatuś podał mi lek i już jestem zdrowa – chłopiec spojrzał zapłakanymi oczkami na Ludmiłę. – Widzisz? Już w porządku. Jestem cała i zdrowa.
    Mały blondynek uśmiechnął się lekko do dziewczyny, na co ona instynktownie pocałowała go w czółko.
    - Kochanie – zwróciła się do chłopczyka – nigdy nie myśl, że coś mogłoby się komuś stać z twojej winy. To nie prawda! Jesteś najwspanialszym chłopcem, jakiego znam, słoneczko. Jak więc ktoś o tak dobrym serduszku jak ty mógłby sądzić, że ktoś przez niego cierpi?
    Fede mimowolnie zagryzł dolną wargę. Nie mógł słuchać, jak ta kobieta zwraca się do jego syna. Nie mógł zrozumieć, jak ktoś taki jak Ferro mógł mieć doskonałe podejście do jego dziecka. Do tej pory żadnej się nie udawało. Żadnej. A tu? Ferro od razu trafiła do jego serca...
    - Ale mama Lena przeze mnie umalła – wyszeptał cicho patrząc niepewnie na Federico, nie wiedząc, jak się zachować. Lud poczuła, że do oczu napływają jej łzy. Tak bardzo kochała tego małego blondynka...
    - Skarbie – powiedziała odwracając się w stronę bruneta. – Twoja mamusia nie umarła przez ciebie, rozumiesz? – zapytała chłopca nie patrząc w stronę Federico, mimo że podążała w jego kierunku. – Twoja mamusia umarła, bo była chora, prawda Fede? – zapytała.
    - Prawda – odpowiedział zdławionym głosem. – I nie wolno ci sądzić inaczej, Ruggero – Ludmiła skrzywiła się, kiedy usłyszała imię chłopca wypowiedziane przez Federico. – I nie przejmuj się Ludmiłą. Nic jej nie jest i nic się jej nie stanie, dopóki będzie z nami, prawda synku?
    - Tak – odpowiedział chłopiec mocniej się przytulając do dziewczyny. – Lusia zostaniesz ze mną na zawsze? – zapytał z nadzieją w głosie, na co dziewczyna zesztywniała. Popatrzyła na Federico wzrokiem Zobacz-Co-Ty-Zrobiłeś, po czym roześmiała się, jakby to był dobry żart. Pocałowała Ruggero w czółko, po czym podała go Pasquarelli'emu.
    - Zostanę z tobą, skarbie tak długo, jak długo będziesz mnie potrzebował.
    Mały się uśmiechnął promiennie najpierw do Ludmiły, a potem do ojca, który go przytulił do siebie. Spojrzał na dziewczynę wdzięcznie wypowiadając szeptem „dziękuję”, na co blondynka odpowiedziała lekkim, ale nieśmiałym uśmiechem. Oboje wiedzieli, że jeśli chcą, by dziecko było szczęśliwe, to muszę przestać odnosić się do siebie wrogo.
    A przynajmniej w obecności Ruggero...




Hej, mam wielką prośbę czy moglibyście pozadawać mi pytania. Nie jako bohaterowie tylko mi w zakładce. Na te wcześniej dodane do bohaterów postaram się odpowiedzieć . :D

12 Komów od różnych osób= NOWY ROZDZIAŁ.


piątek, 24 kwietnia 2015

Liebster Blog Award <3


Zostałam nominowana przez moją misie      Dzięki Kochana!!!! <3



Pytania od Mechiś <3:
1. Ulubiony aktor/aktorka?
Emma Watson, Tom Felton, Kristen Stewart :D
2. Ulubiony kolor?

Lubie wszystkie kolory ale jeśli miałabym wybrać to Czerwony, Czarny, Biały
3. Ulubione blogi i bloggerzy?

Ty :), Moniczka ogólnie kocham wszystkie blogi długo by wymieniać
4. Czytasz mojego bloga? Co o nim sądzisz? Co byś w nim zmieniła?

Twój blog jest Super!!! Nic bym nie zmieniła <3
5. Ulubiona para z Violetty?

Fedemiła <3
6. Ulubiona postać z Violetty?

Federico
7. Twoje największe marzenie?

Zwiedzić świat i skończyć jak najlepszą szkołę
8. Kiedy masz urodziny?

4 lipca :) Święto w Ameryce 
9. Czemu założyłaś bloga?

Miałam taki kaprys, chciałam gdzieś umieścić swoje wypociny niż w szufladzie.
10. Do jakich fandomów należysz?

Potterhead, V-lovers i wiele, wiele innych 
11. Co lubisz robić w wolnym czasie?

Oglądać telewizje, czytać i pisać 


 Nominuję:


1.Fedemila Ti Credo
2.Fedemila opowiadania
3.You are in my heart~Fedemila
4.Never lose hope :3
5.Boom Clap
6.Incluya sus pensamientos en sus propias palabras
7.Fedemila~Nic nie dzieje się przypadkiem
8.Marzenia- czasem tylko one nam zostają ♥
9. FEDEMILA PASQUARELLI I PRZYJACIELE


Moje pytania:

1. Ulubiony aktor/aktorka?
2. Ulubiony kolor?
3. Ulubione blogi i bloggerzy?
4. Czytasz mojego bloga? Co o nim sądzisz? Co byś w nim zmieniła?
5. Ulubiona para z Violetty?
6. Ulubiona postać z Violetty?
7. Twoje największe marzenie?
8. Kiedy masz urodziny?
9. Czemu założyłaś bloga?
10. Do jakich fandomów należysz?
11. Co lubisz robić w wolnym czasie?



:D Takie same jak dostałam + Ul. Serial  i Czy oglądacie Chica Vampiro? <3



Walcząc o Miłość: 6





    - Ludmi, wstawaj! – gdzieś w oddali nawoływał ją głosik, jednak ona nie miała ochoty go słuchać. Odwróciła się na drugi bok, by po chwili podskoczyć przestraszona.
    - Rugg! – zawołała. – Która godzina?
    Mały blondynek spojrzał na dziewczynę z figlarnymi iskrami w oczach. Po chwili dał jej całusa w policzek, zeskoczył z łóżka i wybiegł z pokoju.
    Już ponad trzy miesiące mieszkała w rezydencji i ciągle nie mogła się przyzwyczaić do tego, że maluch ciągle czymś zaskakiwał. Dzień wcześniej zażyczył sobie, by poszli na ryby. Ludmiła przez piętnaście minut próbowała odwieść go od tego pomysłu, ale w końcu musiała się poddać. Nic nie mogło odciągnąć Ruggero od najbardziej męskiej rzeczy: on po prostu uwielbiał łowić ryby. Kiedy Ludmiła, siedząc z nim nad brzegiem jeziora zapytała skąd wzięła się u niego taka pasja, odpowiedział tylko:
    - Tata lubi łowić ryby.
    I to tyle. Dziewczyna niejednokrotnie próbowała wyciągnąć z chłopca informacje na temat jego ojca., jednak on nigdy nie mówił o nim nic poza „tata” bądź „tatuś”. Nie chciał nawet zdradzić, jak mężczyzna ma na imię.
    - Jakby to była jakaś tajemnica – warknęła do siebie Ludmiła wstając z łóżka, by chwycić swoje ubrania, która miała przygotowane na dzisiejszy dzień. Była na siebie zła – wczoraj pogryzły ją komary, a ona miała na nie uczulenie. Ku jej nieszczęściu nie miała pod ręką żadnego lekarstwa, który mógłby uśmierzyć ból, a nie chciała prosić Babcię, by sprawdziła, czy nie ma zapasu w apteczce. Wolała wybrać się na Miasto.
    Ludmiła szybko przebrała się w świeże, pachnące lawendą ubrania, po czym zeszła do kuchni na śniadanie, gdzie siedział już cały personel. Wszyscy zajadali się angielskimi tostami z dżemem.
    - Dzień dobry! – powitała Ludmiłę Joanna nakładająca właśnie dżem na tosta.
    - Dzień dobry – odpowiedziała blondynka nie chcąc zdradzić, że ma ochotę rzucić się na swoje ciało z paznokciami, by drapać rany, które potwornie swędziały. Z całej siły zacisnęła ręce w pieści, zasiadła do stołu i zastanowiła się co by tu zjeść, by nie sprawić, żeby ugryzienia nie drażniły jeszcze bardziej. Doszła do wniosku, że zje suche tosty.
    - Czyżby ktoś miał zły dzień? – zapytał złośliwie kamerdyner patrząc na pochmurną twarz Ludmiły.
    - Nie pański interes – odwarknęła Ludmiła wgryzając się w pieczywo. Przez kilka minut jadła, po czym, nagle wstając, potarła kantem stołu ranę na udzie przez co mimowolnie zareagowała. Zaczęła drapać z całej siły, a do jej oczu napłynęły łzy. Jak ona nienawidziła komarów!
    - Ludmiło, co się dzieje? – zapytała Babcia patrząc na dziewczynę z lękiem.
    - Wczoraj... byłam... – zaczęła mówić drapiąc się jednocześnie po plecach, co wyglądało jednocześnie komicznie oraz tragicznie. – ...na... rybach ze... Ruggusiem... I pogryzły mnie... komary... A ja mam... uczulenie – ostatni wyraz wręcz wypiszczała, kiedy poczuła, że po ręce leci krew.
    Anna zareagowała natychmiast podbiegając do apteczki. Przeszukała całą, po czym się odwróciła ze smutkiem.
    - Babciu, nie mamy nic! – zawołała, na co Babcia zareagowała szybko.
    - Joanno... – zaczęła, ale nie skończyła, bo Ludmiła zaczęła nagle się dusić. – Evanie, połóż ją na kanapę – zawołała. – Joanno, ty biegnij po pana. On zna się na takich rzeczach, będzie wiedział co zrobić.
    - Ale... – zaczęła protestować Ludmiła.
    - Nic się nie martw, kochaniutka, pan studiował medycynę. Będzie wiedział jak ci pomóc. Szkoda, że nie został lekarzem... – dodała smutno. – Anno, zrób Ludmile zimny okład!
    Kamerdyner z ogrodnikiem Stanem wyszli zostawiając Ludmiłę z Babcią i Anną. Przez chwilę wszystko się nieco uspokoiło, kiedy nagle Ludmiła poczuła, że robi jej się słabo. I to tym razem nie ugryzienia przez komary były przyczyną zasłabnięcia.
    Do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna o brązowych włosach i piwnych oczach. Ludmiła mimowolnie pomyślała, że mężczyzna był bardzo przystojny, i gdyby nie fakt, że się już źle czuła, to zemdlałaby tylko na jego widok.
    Przez chwilę patrzyła na mężczyznę zamglonym wzrokiem, po czym uświadomiła sobie na kogo patrzy. I jak patrzy!
    Przed nią stał Federico Pasquarelli, jej odwieczna miłość z czasów szkolnych, którego nienawidziła całym sercem po pewny incydencie... Po zakończeniu nauki w Studiu miała nadzieję, że już nigdy go nie spotka, a właśnie sobie uświadomiła, że Ruggero, mimo cudownego charakteru i innych włosów, był idealną kopią ojca. Jęknęła bezgłośnie, po czym z całej siły wyraziła swoje niezadowolenie.
    - OCH, NIE! – wydobyło się nie tylko z jej ust.
    - Cóż za spotkanie – warknęła Ludmiła. – Miałam nadzieję, że już do końca życia cię nie spotkam, Pasquarelli.
    - Cóż za ironia – odpowiedział tym samym tonem, co blondynka. – Tak się składa, że mogę osobiście sprawić, byś szybko się pożegnała z tym światem, Lud.
    Przez chwilę mierzyli się nienawistnym wzrokiem. Babcia szybko zorientowała się w zaistniałej sytuacji.
    -Federico – zwróciła się ciepłym głosem do bruneta. – Pomóż Ludmiłce. Wczoraj była z Ruggero na rybach i pogryzły ją komary...
    - Cudowny chłopiec – powiedział zachwycony Fede. – Instynktownie wie, kto jest zbędny na tym świecie i wie co z tym zrobić.
    - Panie Pasquarelli! – zawołała zszokowana Anna, na co Federico, ku przerażeniu Ludmiły zaśmiał się tak, jak pierwszego dnia zaśmiał się Ruggero.
    - Żartuję, Anno.
    Ludmile zdawało się, że śni. Pasquarelli żartujący ze służbą? To było nie do pomyślenia!
    - Co, Ferro? Uczulenie na komarki się ma? – zapytał złośliwie.
    - Co, Pasquarelli? Odzywamy się do Supernowej? – warknęła w odpowiedzi.
    - Przestań, Ferro. W tym domu nie używamy takich wulgaryzmów – warknął siadając na kanapie. Pochylił się nad nią, by sprawdzić jej rany. Bezwiednie odsunęła się, na co on zaśmiał się złośliwie. Uwielbiał ją denerwować. – Nie mogę zrozumieć, Babciu, jak mogłaś przyjąć na stanowisko guwernantki blondynkę, a tym bardziej kobietę, z którą mój syn nie może pójść na ryby.
    - Wiesz, że wędkowanie to pasja prawdziwych mężczyzn , Pasquarelli?
    - Wiesz, że nie ciebie pytałem, Ferro?
    - Och, wcale mnie to nie dziwi, Pasquarelli. To takie w twoim stylu. Zastanawia mnie jedno – dodała, chcąc ukryć, że jej oddech przyśpieszył pod wpływem dotyku rąk Federa. – Jak to się stało, że twój syn jest takim cudownym dzieckiem, kiedy za ojca ma taką szumowinę, jak ty.
    Federico pochylił się bardziej nad blondynką, po czym mocno ścisnął jej nadgarstek -ten, który był najbardziej naznaczony jadem komara.
    - Ferro, nie zapominaj gdzie i u kogo się znajdujesz – wycedził przez zęby tak, by tylko ona to usłyszała, po czym dodał. – Myślę, że mam maść na te ugryzienia – powiedział do Babci. – Jest w moim gabinecie w lewej szafce nad komodą. Wiesz gdzie – dodał tonem „Czy-możesz-wyjść-muszę-z-nią-porozmawiać-na-osobności”. – Anno, czy mogłabyś sprawdzić, co się dzieje z Rugge'm? – dodał uśmiechając się do niej czarująco. Po chwili dziewczyna i Babcia wyszły z kuchni pozostawiając Federico z Ludmiłą sam na sam.

    Dziewczyna zamknęła oczy obawiając się, że Pasquarelli po prostu ją otruje, by później rozpowiedzieć wszystkim, że niestety, ale było za późno, by uratować Wielką-Supernove-Ferro. Jednak to co usłyszała sprawiło, że Ludmiła Ferro otworzyła oczy patrząc zszokowana na swojego pracodawcę...




*****************************

Tadam, mam nadzieję, że wam się podoba już niedługo będzie się działo! :)

niedziela, 19 kwietnia 2015

NOWY POST


Pojawi się w przyszłym tygodniu najprawdopodobniej w piątek. Wystąpiły pewne komplikacje przepraszam mam nadzieje, ze mnie zrozumiecie. :(

wtorek, 14 kwietnia 2015


Walcząc o Miłość:5


Najdłuższy w całej historii :D






  - Babcia! – kiedy Ludmiła schodziła do salonu usłyszała głos małego chłopca. Przystanęła chcąc się uspokoić. Bała się tego spotkania – nie wiedziała jak podejść do dziecka, które jest wychowywane w takich luksusach. Zastanawiała się, czy nie będzie źle się do niej odnosiło tylko dlatego, że jest biedniejsza. Poza tym, miała nadzieję, że pomimo tej niedogodności uda jej się sprawić, że chłopiec ją polubi.
    - Już jesteś, skarbie! – odpowiedziała Babcia, której głos zdradzał wzruszenie. – Jak było u dziadków? – zapytała.
    - Super! – odpowiedział malec, kiedy Ludmiła stanęła w drzwiach. – Babcia z dziadkiem zabrali mnie na wycieczkę do lasu! – chłopiec relacjonował wszystko z największą pasją. – Była z nami ciocia Naty! I dziadek kupił mi misia! Popatrz! – zawołał odwracając się w stronę drzwi, gdzie momentalnie ucichł widząc uśmiechniętą nieznajomą kobietę.
    Chłopiec był wzrostu Daniela, który także miał cztery latka, jednak różnił ich wygląd. Dan całkowicie był identyczną kopią Leona, z tą różnicą, że miał oczy po Vilu, zaś malec stojący przed nią... Był uroczy! Blondynek o bladej twarzy, z zarumienionymi policzkami. Oczy miał brązowe jak czekolada, z których tryskała miłość do wszystkiego, co żyje. Ludmiła odniosła wrażenie, że już widziała gdzieś podobne oczy, ale nie mogła sobie przypomnieć, kto był ich właścicielem. To jednak nie było w tej chwili istotne. Chłopiec miał otworzone usta w zaskoczeniu, a patrzył na Ludmiłe tak - zawstydziła się na tą myśl - jak na najpiękniejszą kobietę na świecie. Obdarzyła go lekkim uśmiechem, na co jego rumieńce stały się jeszcze bardziej widoczne. Zauroczył ją od pierwszego wejrzenia.
    - Cześć, jestem Ludmiła. A ty? – powiedziała kucając i zarazem uśmiechając się promiennie. Nie chciała, żeby między nimi była jakaś różnica. Chciała, by wiedział, że są sobie całkowicie równi bez względu na wiek.
    Blondynek spojrzał na Babcię, która uśmiechała się do niego ze łzami w oczach. Kiwnęła głową, żeby podszedł do Ludmiły. Po chwili znajdował się przed Ludmiłą patrząc w jej piwne oczy.
    - Cześć – powiedział zawstydzony, a Ludmiła poczuła, że rozpływa się pod wzrokiem chłopca, który patrzył na nią z niepewnością, a zarazem z zainteresowaniem. – Mam na imię Ruggero – dodał tak cicho, że Ludmiła ledwo usłyszała.
    - A ile masz lat? – zapytała ciągle się uśmiechając i nie zwracając uwagi na to, że cały personel przyglądał się już jej rozmowie z blondynkiem.
    Przez chwilę malec wpatrywał się w swoje rączki, po czym zaczął odliczać: dwa przy prawej rączce i dwa przy lewej.
    - Tyle! – zawołał odwzajemniając jej uśmiech.
    - A wiesz, ile to jest? – zapytała podejrzliwie odsłaniając przy okazji swoje górne zęby, na co malec zareagował cudownym perlistym dźwiękiem.
    - Tak! Tata mnie nauczył – dodał ciszej, jakby chcąc zachować to w tajemnicy. – To jest... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... – zaczął powoli odliczać. – CZTERY! – zawołał szczerząc się do niej. – Mam cztery lata – dodał takim tonem, który oznaczał, że był z siebie dumny. Ludmiła zaczęła się śmiać.
    - Musisz mieć mądrego tatę – powiedziała Ludmiła mając nadzieję, że wreszcie się dowie czegoś więcej o swoim pracodawcy.
    - Ja kocham tatę! – zawołał Rugg. – Mój tata jest dobly, ale babcia i dziadek mówią – dodał ciszej przybliżając się do niej – mówią, że tata mnie nie kocha, bo on nie ma dla mnie casu – ton jego wyraźnie mówił, że jest z tego powodu bardzo smutny.
    Ludmiła spojrzała na niego z przerażeniem.
    - To nie prawda! – powiedziała do blondynka, ocierając jednocześnie łzę, która zaczęła spływać po małym zaróżowionym policzku. – Tata bardzo cię kocha, dlatego tutaj jestem – dodała spoglądając mu w jego czekoladowe oczy.
     - Jesteś moją mamą? – wyszeptał, na co Ludmiła zesztywniała. Przecież dziecko chyba wiedziało, ze jego mamusia umarła? Każdy normalny rodzic powiedziałby dziecku prawdę. Chyba, że ktoś byłby takim tyranem jak jej matka. W to jednak Ludmiła nie mogła uwierzyć.
     - Kochanie, ja... – zaczęła szeptem, ale mały Ruggero przerwał jej.
     - Bo mama Lena jest w niebie, ale tata mówi, ze mam tes drugą mamusię, która niedługo psyjdzie. I tata mówi, że ją poznam, bo jest najładniejszą mamą na świecie – dodał chłopiec z zaszklonymi oczami od łez.
    Ludmiła poczuła, że rośnie w jej gardle jakaś gula, która nie pozwala jej nic mówić. Słowa małego sprawiły, że nie wiedziała jak się zachować. Miała ochotę uciekać jak najdalej od tego dziecka, które wywołało w niej tyle sprzecznych ze sobą emocji, ale również nie chciała zostawiać go samego – nie potrafiła od niego odejść.
    Nigdy nie sądziła, że jakieś dziecko będzie chciało mieć ją za matkę. Sama bardzo pragnęła mieć dziecko, ale nie wierzyła w to od chwili, kiedy została porzucona. Nie wierzyła, że może być jeszcze szczęśliwa... A tutaj, nagle i niespodziewanie, mała urocza istotka pragnie by była jej mamą.
    - Skarbie, to zależy tylko od twojego taty – powiedziała cicho Ludmiła, wiedząc, że nikt nie słyszy ich rozmowy. – To twój tata zadecyduje o tym, kto będzie twoją mamusią. Wiedz jednak, że to on ci pierwszy o niej powie. Ja tylko jestem tutaj, by się z tobą bawić i opiekować, kiedy twojego taty nie ma w domu.
    Malec popatrzył na nią smutnym wzrokiem, po czym westchnął. Ludmiła poczuła, że łzy napływają jej do oczu, a serce ściska się z bólu, widząc w jego oczach zawód. Nie mogła nic zrobić. Przecież ona nawet nie wiedziała, kim jest ojciec chłopca. Ruggero jednak się tym nie przejął, tylko przytulił swe drobne ciałko do Ludmiły, kompletnie ją tym zaskakując. Odwzajemniła uścisk przyglądając się reakcji personelu. Babcia, łącznie z Anną i Joanną, miała łzy w oczach, zaś ogrodnik Stan klasnął w ręce, by po chwili otrzeć słoną kroplę spływającą po jego zmarszczonym policzku. Nieodgadnione były jednak emocje kamerdynera, który po prostu patrzył na małego chłopca całkowicie ignorując Ludmiłę. Dziewczyna lekko westchnęła, po czym wzięła Rugga na ręce.
    - A wiesz? – spytała nagle. – Zdaje mi się, że ktoś coś wspominał o tym, że dostał misia.
    Malec spojrzał na nią swoimi oczami z zaufaniem. Wiedziała, że chłopiec, pomimo luksusów, był najzwyczajniejszym czterolatkiem. Nic go nie wyróżniało spośród innych dzieci. Owszem miał lepsze ubrania, ale nie lubił w nich chodzić, lubił też bawić się w piaskownicy. Po kilku dniach Ludmiła zrozumiała, że mały nie znał jeszcze podziału pomiędzy bogaczami a biednymi. Mimo to, prawie każdego człowieka, kochał. Patrzył na ludzi ufnymi oczami czując, że każdy jest tak samo dobry jak on, miły i kochający.
    Kilka dni po zaprzyjaźnieniu się dziewczyny z małym blondynkiem, do rezydencji powrócił pan domu, jednak blondynka nie miała okazji się z nim spotkać czy przywitać. Kiedy rano wstała mężczyzny już nie było i, jak dowiedziała się przy śniadaniu od Babci, zabrał Rugg'a na wspólny „wypad”. A więc miała cały dzień wolny dla siebie, dlatego postanowiła odwiedzić Violette i Leona.
    Około godziny dwunastej była przed domkiem Verdasów, by po chwili znaleźć się w objęciach małego Daniela.
    - Ciociu, ciociu! – wołał chłopiec tym samym przywołując swoich rodziców. Viola i Leon przywitali przyjaciółkę z radością, chcąc się dowiedzieć, jak minęły Ludmile pierwsze dni w pracy.
    Blondynka, trzymając na kolanach Samiego, opowiadała przez kilkanaście minut o rezydencji, w której mieszka oraz o personelu, który ją uwielbia – pominęła osobę kamerdynera nie chcąc pokazywać przyjaciołom, że postać Evana ją po prostu irytowała. Kiedy jednak doszła do opowiadania na temat Rugg'a nikt nie mógł zamknąć jej ust. Opowiadała o nim z największą pasją, zachwycając się jego miłością, dobrocią i zaufaniem do świata. Leon i Violetta od razu pojęli, że Ludmiła pokochała małego Ruggero jak własne dziecko, ale nie chcieli nic na ten temat mówić. Wiedzieli, że kiedyś przyjdzie dzień, w którym będzie się musiała rozstać z czterolatkiem, ale nie chcieli jej o tym uświadamiać teraz, kiedy próbowała ułożyć sobie życie na nowo.
    - A kto jest właściwie jego ojcem? – zapytał Verdas, kiedy Ludmiła zakończyła swój monolog opierający się nad zachwycaniem się małym blondynkiem.
    - No... Tu jest właśnie problem, bo nie wiem. Nikt nigdy nie chce powiedzieć, kto jest właścicielem, jakby się obawiali, że nie są godni wymówić jego nazwiska – dodała Ludmiła marszcząc czoło. – Wiem jedynie, że facet jest inteligentny, zapracowany, zmęczony i poszukuje matki dla dziecka. Aha, i obecną kandydatką jest niejaka Lisa Miller, która nie darzy małego zbytnią sympatią. Kiedy jest w rezydencji wszyscy pracownicy unikają jej. A Babcia szczególnie. Jest na nią strasznie cięta – dodała chichocząc. – Kiedy mały wrócił do domu, to Lisa prawie codziennie do niego przychodziła, żeby dowiedzieć się, jak się ma. Nie jesteście w stanie nawet sobie wyobrazić, jak krzyczała, kiedy dowiedziała się, że Babcia mnie zatrudniła – Ludmiła nie mogła się powstrzymać od śmiechu. –W życiu nie słyszałam tyle przekleństw z ust kobiety za jednym razem.
    Leoś spojrzał z rozbawieniem na Violettę.
    - Och, zapewniam cię, że ja na pewno słyszałem – powiedział, po czym nagle dostał po głowie ścierką od naczyń. – Ej, za co?!
    - Jak to za co? – zapytała Violetta pomiędzy salwami śmiechu. – Przecież ja nigdy nie klnę.
    - Na pewno – odpowiedział Leon. – A szczególnie wtedy, kiedy twój tata przyjeżdża do nas w odwiedziny i dostajesz ochrzan za to, że nie potrafisz sprzątać. Wybacz, kochanie, musiałem się wtedy przesłyszeć.
    Ludmiła rozglądnęła się po salonie, który, według niej był sterylnie czysty.
    - Naprawdę? – zapytała bardziej siebie niż przyjaciół. – Całe szczęście, że on nie odwiedził mojego mieszkania, póki mieszkałam sama. Co to wtedy by było... – dodała przypominając ze smutkiem całkowity chaos, który panował w całym jej mieszkaniu.
    - Jestem przekonana, że twój tata nie usłyszał tyle przekleństw w ciągu całego życia, ile jej tata w ciągu pięciu minut – dodał Leon zaśmiewając się z własnej żony.
    - A najgorsze było to – dodała Violetta – że nagle Dany zaczął wypytywać
Leona co one oznaczają – dodała rumieniąc się. – Obiecałam sobie wtedy, że nigdy więcej nie dam się sprowokować swojemu ojcu...
    - Co oczywiście ci się nie uda – dokończyli zgodnie Leon z Ludmiłą, śmiejąc się z przyjaciółki.
    - Dziękuje wam za to, że mogę na was liczyć. Naprawdę, jestem wam wdzięczna – dodała udając oburzenie. Nie trwało to jednak długo. Po kilku minutach znów się naśmiewali z Violi i jej wybuchów podczas wizyt rodziciela.
    Tak minął jej dzień i nawet nie zauważyła, kiedy nastał wieczór.
Leonowi i Vilu udało się przekonać ją, by zjadła razem z nimi kolację.
    Kiedy wróciła do rezydencji zauważyła, że, pierwszy raz od wielu dni, pali się światło w gabinecie jej pracodawcy. Jednak nie chciała iść na spotkanie z nim. Czuła, że nie jest na to jeszcze gotowa. Wypłatę dostała pierwszego dnia pracy, dzięki czemu spłaciła jedną z rat kredytu. Nie miała więc powodu, by się spotkać z ojcem Ruggero, który z pewnością był zmęczony po całym dniu z synkiem. Nie miała zamiaru zaprzątać mu swoją osobą głowy.