Walcząc
o Miłość: 4
Zapraszam
do komentowania i do zadawania pytań w zakładce do nexcika Kochani.
Lecę czytać i komentować wasze blogi. ;D
Ludmiła
Ferro mieszkała już w rezydencji cztery dni, ale nie miała okazji
jeszcze poznać swojego podopiecznego, który ciągle przebywał u
swoich dziadków. Blondynka zauważyła, że atmosfera wśród
wszystkich pracowników była z tego – prawdopodobnie – powodu
napięta, ale żaden z pracowników nie chciał się do tego
przyznać. Sama Ludmiła odczuwała pewną desperację – mieszkała
w końcu w obcym domu, by pracować, a nie miała jak do tej pory
takiej możliwości.
W
ciągu tych czterech dni Ludmiła sprawiła, że wszyscy pracownicy
rezydencji – nie licząc kamerdynera – zapałali do tej młodej
kobiety sympatią. Ludzie okazali się być zachwyceni tym, że mogą
służyć w domu Pana. Ludmiła nie mogła wyciągnąć od żadnego z
pracowników nazwiska człowieka, u którego pracowała, co sprawiło,
że nie zachęcała ich do stworzonej przez siebie organizacji
pomocy. Przeciwnie – zaczęła powoli rozumieć, dlaczego
uwielbiali służyć ludziom.
Pod
wieczór czwartego dnia nieobecności chłopca Babcia, podczas
wspólnej kolacji pracowników, w której w skład wchodzili: Babcia
i dwie młode kucharki Anna i Joanna – obie były siostrzenicami
Babci, ogrodnik Stan Wolf – starszy pan, który uwielbiał rośliny,
Ludmiła oraz kamerdyner Evan O’Donnell – mężczyzna w „kwiecie
wieku”, jak zwykle mawiała o takich ludziach mama Ludmiły,
nieprzyjemny facet, który od pierwszej chwili zapałał do Ludmiły
niechęcią – młoda kobieta postanowiła jednak nie zwracać na
niego uwagi; powiedziała do wszystkich zebranych:
-
Jeśli jutro oni go nie przywiozą to zgłoszę to na Policję.
-
Babciu – powiedziała Anna. – Nie powinna, Babcia zawracać
Policjantom głów z takiego powodu.
Siostrzenice
Babci, co zauważyła Ludmiła również zwracały się do Jane
Spencer per Babcia. Blondynka nie mogła się oprzeć wrażeniu, że
kobieta po prostu lubiła być traktowana jak babcia. Ludmiła często
zastanawiała się przed snem, czy przyczyną nie jest fakt, że Jane
Spencer nie posiadała ani dzieci, ani wnuków.
-
Uważam, że Anna ma rację, Babciu – powiedział ogrodnik Stan, co
w jego ustach zabrzmiało nieco śmiesznie. W końcu sam mógłby być
dziadkiem. – To nie ma sensu. Nie możemy wywołać konfliktu
pomiędzy dziadkami chłopca a panem. Mogą zarzucić mu, że
zakazuje im się z nim spotykać.
-
Ależ nie zakazuje – odpowiedziała oburzona Babcia. – Oni po
prostu nadużywają czasu, jaki pan im wyznaczył! Przecież to tak
być nie może! Czy oni myślą, że uda im się odebrać chłopca?!
Ludmiła
zatrzymała rękę z widelcem w połowie drogi do swoich ust.
-
Uważam, że przesadzasz, Jane – powiedział zgryźliwym tonem
kamerdyner. – Pana i tak nie ma w domu. Kto wie? Może pan wyraził
zgodę na to, by tak długo trzymali u siebie chłopca. W końcu nie
wiadomo, kiedy on sam wróci do domu...
-
Evanie, czyżbyś chciał powiedzieć, że pan jest nieodpowiednim
ojcem?! – zawołała rozeźlona Babcia.
-
Jane, ja niczego takiego nie powiedziałem. Po prostu uważam, że
nieobecność pana wpływa na niekorzyść jego kontaktów z
dzieckiem. Ot, co powiedziałem – kamerdyner postanowił więcej
się nie wypowiadać na ten temat poprzez jedzenie sałatki.
Babcia
popatrzyła zmrużonymi oczami na kamerdynera, po czym sama zaczęła
jeść kolację. Po kilku minutach ciszy zapytała:
-
A co ty uważasz w tej sprawie, Joanno?
Szatynka
spojrzała z ukosa na kamerdynera, który uśmiechnął się pod
nosem, na co dziewczyna spłonęła rumieńcem. Ludmiła doszła do
wniosku, że będzie musiała się dowiedzieć, co Joanna czuje do
tego wrednego i złośliwego faceta, bo cokolwiek to by nie było to,
zdaniem Ludmiły było złe.
-
Ja... Ja... Ja nie wiem – powiedziała patrząc na swoje dłonie. –
Nie mogę nic w tej sprawie powiedzieć, bo i tak, Babciu, zrobisz
to, co uważasz za słuszne.
Jane
Spencer nie była zadowolona z odpowiedzi, która popierała jej
przeciwników. Ludmiła była przekonana, że wszystko jest
postanowione, kiedy usłyszała:
-
A ty, Ludmiłko?
Wszyscy
pracownicy spojrzeli na nią z wyczekiwaniem w oczach. Blondynka
przełknęła głośno ślinę.
-
Uważam – zaczęła powoli – że jeśli to jest konieczne to
należy przede wszystkim skontaktować się z ojcem chłopca i go o
tym poinformować.
Wszyscy,
prócz Ludmiły, jak jeden mąż wstali ze swych miejsc i
równocześnie wypowiedzieli:
-
Och, nie! Boże chroń nas, świat i rezydencję od gniewu pana!
Ludmiła spojrzała
na nich zaskoczona.
-
To była tylko taka propozycja...
-
Musi pani wiedzieć, panno Ferro, że nasz pan nie może się
dowiedzieć, że dziadkowie przetrzymują za długo panicza bez jego
wiedzy – wysyczał jadowicie kamerdyner.
-
W takim razie – odpowiedziała Ludmiła zła na kamerdynera –
proszę coś wymyślić i sprowadzić dziecko zanim ojciec się o tym
dowie. A jeśli pan tego nie zrobi, to może rzeczywiście należy
powiadomić Policje. Nie sądzi pan?
Przez
chwilę patrzyli na siebie z niechęcią w oczach. Po chwili
kamerdyner odwrócił się i wyszedł z kuchni trzasnąwszy drzwiami.
Po chwili Joanna także wybiegła z pomieszczenia.
-
Doskonale, Ludmiło – powiedział ogrodnik Stan klaszcząc w
dłonie. – Dawno nikt mu tak nie dokopał, jak ty teraz.
-
Ja... – Ludmiła czuła się źle. Nie miała prawa naskakiwać na
tego mężczyznę, choćby go nienawidziła. – Ja pójdę się
położyć. Źle się czuję...
Kilka
minut leżała w swoim łóżku zastanawiając się nad całą
sytuacją. To było nienormalne, żeby dziadkowie chcieli odebrać
dziecko ojcu. Musiałby być naprawdę jakimś tyranem, który katuje
swojego pierworodnego. Ludmiła zaczęła zastanawiać się nad tym
pod względem prawnym – czy było możliwe odebranie dziecka
rodzicowi przez dziadków. Nie raz słyszała o takiej sytuacji, ale
nigdy nie zagłębiała się w to. Była przekonana, że takie rzeczy
zdarzają się raz na jakiś czas. Teraz jednak wnioskując z tego,
co mówiła Babcia okazywało się, że takie rzeczy działy się
częściej niż sądziła.
Nie
wiedziała kiedy usnęła. Nagle otworzyła oczy, które natychmiast
zamknęła pod wpływem Słońca. Musiało już być późno, skoro
promienie słoneczne padały na jej twarz. Spojrzała na budzik –
widniała na nim godzina dziewiąta.
Usiadła
na łóżku próbując się wsłuchać w jakikolwiek dźwięk, ale
wszędzie dochodziła ją cisza. To nie było normalne. Szybko
wyskoczyła z łóżka, po czym założyła ubranie przygotowane
dzień wcześniej – oczywiście swoje, te co miała w garderobie to
nawet na nie więcej nie spojrzała – po czym zeszła szybkim
krokiem na dół do kuchni, ale nie zastała tam nikogo.
-
Dzień dobry! – zawołała, ale nikt jej nie odpowiedział. Ludmiła
wyszła z kuchni, po czym ruszyła na dalszy obchód poszukując
jakiegokolwiek mieszkańca rezydencji. – Dzień dobry! Czy jest
ktoś w domu?! – wołała, ale nikt jej nie odpowiadał. Blondynka
poczuła się strasznie samotna w tym wielkim pustym domu. Nie
chciała się przyznać sama przed sobą, że bała się być sama.
Zeszła
schodami do holu, po czym podeszła do mahoniowych drzwi, które
pchnęła lekko, by wyjść na dwór. Niestety i tam nikogo nie
zastała. Po dziesięciu minutach przeszukiwania podwórka powróciła
do pustego domu nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Przez
kilka godzin samotnie chodziła po rezydencji czując się całkowicie
zagubiona. Nie wiedziała, co ze sobą począć, dlatego też
pozwoliła sobie pooglądać dokładnie obrazy i rzeźby znajdujące
się w holu.
Nagle
drzwi otworzyły się z hukiem, a do holu wszedł kamerdyner patrząc
nienawistnym wzrokiem na Ludmiłę, po czym przeszedł obok niej bez
słowa. Po chwili pojawili się inni pracownicy. W tym Babcia.
-
Witaj, Ludmiło. Mam nadzieję, kochaniutka, że zjadłaś śniadanie
przygotowane dla ciebie – powiedziała uśmiechając się
promiennie do blondynki.
-
Ja... właściwie...
Babcia
machnęła ręką.
-
Och, mogłam się domyślić, że nie zjesz. Ale nie martw się. Za
trzy godziny poznasz naszego małego chłopczyka – dodała
uśmiechając się promiennie.
-
Ale jak to? – Ludmiła wydawała się być zszokowana nadmiarem
towarzystwa Babci. Informacje docierały do niej wolniej niż
zazwyczaj.
-
A, tak! – klasnął w dłonie ogrodnik Stan. – Evan postanowił
wziąć sprawy w swoje ręce i pojechał do dziadków chłopca. Po
kilku godzinach rozmowy udało się nam go odzyskać.
-
Aha – odpowiedziała Ludmiła patrząc na Joannę, która nieśmiało
się do niej uśmiechnęła. – To ja może pójdę coś zjeść –
dodała, po czym ruszyła w stronę kuchni całkowicie zestresowana.
Miała
tylko trzy godziny do tego, by przygotować się do spotkania z
chłopcem. Nie miała zbyt dużo czasu, aby się przygotować i
zrobić na nim dobre wrażenie.
Praktycznie
rzecz biorąc to go w ogóle nie posiadała...
Uno!
OdpowiedzUsuńNo to jestem. Przepraszam ze ci spojleruje ale przypuszczam ze ojcem dziecka jest wlasie Federico. Ale to sie przekonamy w nastepnym rozdziqle.
UsuńYmm cudowny, boski, podoba mi sie w jaki sposob piszesz te lekkie archaizmy wpasowuja sie d opowiadania.
Czekam na next
Kocham
Kiedy będzie Fede ?
OdpowiedzUsuńCUDO ♥
OdpowiedzUsuńAle się ci ludzie boja Federa :o
Źli dziadkowie!!! Oddawać go!!!!
Cieszę się że Lu złapała dobry kontakt z resztą pracowników ^^ no większością :/
Myśle że synek pokocha Lu ♡ no bo jak tu Ludmi nie kochać ♥
Ciekawe jakie będą jej relacje z Feduśkiem XD
Czekam na kolejne cudeńko ♡♥♡
Kocham :*
~care~
O ja! *_*
OdpowiedzUsuńMega!
Ten rodział byl genialny!!
Chce wiecej ! XD
Kiedy bedzie Fede ? XD
Zycze weny ❤
K.C❤❤❤
Cudowny
OdpowiedzUsuńKiedy będzie Federico?
Zapraszam do mnie i czekam na next
Cudowny
OdpowiedzUsuńNie ma słów aby go opisać
Naprawdę masz talent
Zapraszam na posta na: juliettslife.blogspot.com
No normalnie rozdział Cud, Miód, Malina i... orzeszki! Tak orzeszki, problem? Hahahahhahaha xd Rozdział naprawdę świetny <3 Czekam na nexta <3 Buziaki ♥
OdpowiedzUsuńCudo *_*
OdpowiedzUsuńBoskie
Kiedy bedzie Fedemilcia pewnie za 100 lat ale poczekam ;-)
Do nexta
Zapraszam do mnie
<3
Miejsce <3
OdpowiedzUsuńCudownee <3
UsuńJuż nie mogę się doczekać, aż Lu pozna Federa :)
I się w sobie zakochają ♥
I wgl. xD
Czekam na nexta <3
Fajnne <3
OdpowiedzUsuńHaha Luśka ,ale mu dokopałaś xd <3
No nareszcie ten dzieciak w domu :*
Babcia uwielbiam ją <3
Nie mogę się doczekać aż "pan domu" pozna Ludke <3
Czekam na next
U mnie już jest :*
Magic Rose
Ej kochana kiedy next bo ja tu już wytrzymać nie mogę :c loffki ♥♥♥
OdpowiedzUsuńBoskie
OdpowiedzUsuńNiemogę się doczekać się nexta ❤❤❤❤