niedziela, 17 maja 2015

Walcząc o Miłość: 10








    - Cholera... Kurwa mać! – syknął Federico Pasquarelli próbując zetrzeć ze spodni rozlany atrament, który strącił odkładając list. Gorzej już być nie mogło.
    - Co się dzieje? – usłyszał pytane Babci, a jej głowa pojawiła się zza lekko uchylonymi drzwiami.
    - Nic – odpowiedział, próbując przybrać obojętny ton. – Rozlał mi się atrament na spodnie i...
    - I próbuje go pan zetrzeć chusteczką, zamiast rzucić do brudów? – zapytała mrużąc oczy. Federico doskonale znał ten wzrok – nie wróżył on nic dobrego.
    Babcia rozejrzała się po gabinecie, co wyglądało tak, jakby się bała , że znajdzie Lisę w tym pomieszczeniu. Od kiedy owa kobieta wprowadziła się do rezydencji, Babcia unikała jej jak tylko mogła. Federico wiedział, że nie przypadły sobie do gustu. Zresztą, Lisa nikomu nie przypadła do gustu, ba, ona nawet nie starała się o zdobycie sympatii wśród jego „personelu”, który był traktowany jak rodzina. Mimo, iż nie jadali ze sobą posiłków i nie bratali się ze sobą, Pasquarelli każdego szanował i darzył zaufaniem. Nawet Ferro, która sprawiła, że jego ukochany synek wreszcie zaczął być normalnym dzieckiem. Dzieckiem nie przejmującym się tym, iż jego ojciec nie potrafi poukładać własnego życia.
    Pani Spencer usiadła w bujanym fotelu sprowadzonym specjalnie dla niej.
    - Co się stało, Federico? – zapytała ciepłym babcinym głosem, który nadal wzruszał mężczyznę pomimo tego, że znali się już wiele lat. Była dla niego jak prawdziwa babcia: darzyła go bezgraniczną miłością mimo, że tak naprawdę byli dla siebie całkowicie obcy. Fede nigdy nie usłyszał od swoich babć (które do dzisiaj mają z nim słaby kontakt) tyle miłości w głosie, którą na każdym kroku Babcia wyrażała. Traktowała Federico jak własnego wnuka.
    Brązowo włosy mężczyzna podał kobiecie list, a następnie wziął do ręki drugie spodnie i poszedł się przebrać. Oczekiwał na reakcję Babci wpatrując się w dokumenty, które miał rozłożone na swoim biurku. Nie musiał czekać długo.
    - Ależ Federico! – wykrzyknęła przerażona Babcia. – To znaczy, że... że...
    - Tak, to znaczy, że Lisa niepotrzebnie mieszka z nami od pół roku – wyszeptał mężczyzna spoglądając swojej rozmówczyni w oczy. Przez chwilę przyglądali się sobie w ciszy, każdy był pogrążony we własnych myślach. Federico gwałtownie wstał, wywracając plik kartek, i zaczął chodzić w tą i z powrotem po gabinecie. Babcia przyglądała mu się przestraszona.
    - Nie przeżyję jeśli odbiorą mi Ruggusia – powiedział zachrypniętym głosem sprawiając, iż po plecach Babci przeszły dreszcze.
    - Federico, nie zabiorą ci syna, jestem tego... – zaczęła drżącym głosem.
    - Pewna? – zapytał łamiącym się głosem. – Czy Babcia nie rozumie? Navvarovie mają asa w rękawie. Lena dała im całkowite prawo do opieki nad Ruggero, jeśli w przeciągu pięciu lat znajdę sobie żonę, która będzie odpowiednią dla niego matką, albo wyjdę za Naty! Termin się zbliża, a ja nie zamierzam żenić się z Lisą! Przecież ona go nie kocha! Raczej nienawidzi... – wyszeptał, po raz pierwszy wymawiając swoje myśli na głos. – Navvaro mają dobrego prawnika. Widziała Babcia? Wynajęli do tej sprawy samego Doriana Naidroka. Jeśli znajdzie na mnie jakiegoś haka lub informację, która ukaże mnie w złym świetle jako ojca, to przegram. Ten facet jest bezwzględny, cyniczny... Nie liczy się z ludzkimi uczuciami, zależy mu tylko na pieniądzach. Dla nich zrobi wszystko, właśnie dlatego jest najlepszy. Gdzie ja znajdę prawnika, który z nim wygra?
    - Federico, uspokój się. – powiedziała Babcia ostrym tonem, który przywołał mężczyznę do porządku. – Nie panikujmy zawczasu, tylko pomyślmy nad tym, czy ten cały Nadrok...
    - Naidrok – poprawił automatycznie Fede.
    - Jeden Bóg wie, jak on się tam nazywa – mruknęła staruszka. – Więc, pomyślmy czy on może znaleźć na ciebie coś, co będzie świadczyło na twoją niekorzyść.
    Federico spojrzał na Babcie wymownie.
    - No tak... – powiedziała starsza pani. – Ale przecież zatrudniłeś Ludmiłę jako... – urwała nagle, jakby coś ją olśniło. – No właśnie! – zawołała klaskając w dłonie.
    - Co Babcię znowu naszło? – zapytał Fede nie rozumiejąc zachowania Babci.
    - Poczekajmy aż Ludmiła wróci do domu – odpowiedziała szybko. – Przecież ona jest z wykształcenia adwokatem. Może coś nam doradzi?
    Federico spojrzał na staruszkę z niedowierzaniem.
    - Gdzie ona jest? – zapytał tonem pozbawionym emocji.
    Kobieta zamyśliła się.
    - Wspominała coś, że ma jakąś sprawę do załatwienia w banku. Ale chyba nie chodziło jej o Brreuta, w końcu mogłaby się wtedy skontaktować...
    - Nie, to nie chodzi o Brreuta – odpowiedział Fede delikatnie się uśmiechając. – To chodzi o  Bank Barclays.
    Staruszka spojrzała na niego podejrzliwie.
    - A skąd ty to wiesz? Przecież ze sobą nie rozmawiacie.
    Federico nieco się zmieszał widząc przeszywający wzrok kobiety, lecz natychmiast się opanował.
    - Miałem niedawno tam pewną sprawę i widziałem Ferro. O coś się kłóciła – skłamał lekko, co przyszło mu z łatwością. Za nic w świecie nikt nie mógł się dowiedzieć, po co był w tym banku.
    - A co ty tam robiłeś?
    Och, nie, pomyślał mężczyzna, po czym wybuchnął śmiechem.
    - To tajemnica.



    Ludmiła Ferro weszła do rezydencji, a już od progu słyszała krzyki Lisy. Nie rozumiała, jak Pasquarelli wytrzymuje z nią i nic z tym nie robi, w końcu w domu jest małe dziecko, które nie powinno wysłuchiwać codziennych krzyków. Mimo przyzwyczajenia do tych wrzasków, Ludmiła nie mogła normalnie na nie reagować. Sprawiało to, że czuła się niepewna wszystkiego, co robiła. Jeżeli miała szczerze przyznać, to bała się, że Lisa za wszelką cenę chce się jej pozbyć.
    Blondwłosa nie wiedziała, iż, w tej kwestii, miała zupełną rację – Lisa już od pierwszego dnia wywierała na Federico presję. A teraz pewnie dopięła swego, pomyślała Ludmiła wchodząc do salonu.
    Fede stał oparty o komodę, tyłem do drzwi, w których przystanęła blondynka, zaś Lisa siedziała zapłakana na sofie. Ludmiła natychmiast wyszła – to nie była jej sprawa. Wiedziała, że nie powinna się wtrącać w sprawy kochanków. Przeszła do holu, by po chwili oprzeć się o ścianę i móc odetchnąć. Zdawało jej się, że musiało stać się coś ważnego, skoro Lisa płacze.
    A może jest w ciąży?, pomyślała. Przecież to możliwe. Lisa, mimo wszystko, nie wygląda na kobietę, która chciałaby zostać matką. Wystarczy spojrzeć na jej stosunek do Ruggero. Ludmiła nie mogła zrozumieć dlaczego na myśl o tym, iż kobieta jest w ciąży, poczuła smutek.
    Jaki on jest przystojny, usłyszała w swojej głowie myśl.
    - Ludmiło Ferro, przesadzasz – warknęła do siebie, po czym poszła do kuchni, w której zastała, zawzięcie rozmawiające, Annę i Joannę.
    - Cześć – powiedziała blondwłosa do dziewczyn. – Mogę jakoś pomóc? Od kiedy Ruggero jest u dziadków nie mam nic do roboty.
    Dziewczęta uśmiechnęły się do niej szeroko.
    - Jasne! – zawołała Joanna. – Jak chcesz, to pokrój cebulę w kostkę i podsmaż na tamtej patelni.
    - Dobrze – odpowiedziała Ludmiła, po czym poszła umyć ręce przed zabraniem się do pracy.
    - I co ona wtedy zrobiła? – Joanna kontynuowała rozmowę.
    - Zaczęła krzyczeć, zwymyślać go od różnych kretynów i inne podobne rzeczy – Ludmiła zaczęła uważnie słuchać dialogu sióstr. – Babcia powiedziała, że nie będzie tego wysłuchiwać i wyszła ze Stanem, a Evan nagle sobie przypomniał, że musi odebrać jakąś ważną przesyłkę dla pana Pasquarelliego. Tak więc zostali sami – odpowiedziała dziewczyna żywo gestykulując i wymachując nożem.
    - Myślisz, że mu odpuści? – zapytała Joanna mieszając w garnku. – W końcu...
    - Ja myślę, że oni się rozstaną – powiedziała pewnym głosem Anna. – Nie widzisz, jaki on jest nią zmęczony? Poświęca się dla tego chłopca, rezygnuje z własnego życia, a teraz kiedy okazuje się, że bycie z Lisą wpływa mu na niekorzyść, to z pewnością się rozstaną.
    Luśka o mało co nie przypaliła cebuli słysząc to, co powiedziała Anna. Szybko zgasiła ogień.
    - Co z tą cebula? – zapytała.
    - Poczekaj – Joanna wzięła od niej patelnię i dodała cebulę do farszu z ziemniaków. – Wymieszaj to i dopraw.
    - A co to jest? – zapytała Ludmiła unosząc brwi ze zdziwienia.
    - Farsz na pierogi – powiedziała Anna śmiejąc się. – Babcia dostała ten przepis od swojej znajomej i kazała nam je zrobić. Dodaj pieprz, sól i jakieś przyprawy, tylko nie curry i chilli!
    - Dobra.
    Anna i Joanna dalej postanowiły ciągnąc dyskusję na temat Fede i Lisy.
    - Lisa w ostatnim czasie zaczęła wspominać panu Pasquarelli o ślubie – zaczęła Anna.
    - Tak, wiem. Babcia mi mówiła – odpowiedziała Joanna. – Zresztą Evan słyszał jedną z ich kłótni na ten temat. Pan Pasquarelli powiedział, że weźmie ślub jeśli ona zgodzi się podpisać intercyzę, a wiesz przecież, że jest z nim tylko dla pieniędzy.
    Anna westchnęła.
    - Tak... To jest takie smutne, że on marnuje swoje życie dla takiej kobiety. Mam nadzieję, że wreszcie odejdzie od niego.
    - Jak weszłam do salonu sprawdzić, co się dzieje, to panna Miller płakała – wtrąciłaLudmiła niby od niechcenia dodając trochę pieprzu do farszu.
    Joanna spojrzała na Ludmiłę ze zdziwieniem.
    - To ona umie płakać? – zapytała unosząc brwi. – Myślałam, że z niej to taka bezwzględna i bezuczuciowa...
    - Widocznie się myliłyśmy – wpadła jej w słowo Anna, wiedząc, co siostra chce powiedzieć. – Ale dla pieniędzy to chyba każdy umie się popłakać...
    - A o co, tak w ogóle, poszło? – zapytała Ludmiła mieszając farsz.
    Odpowiedziała jej Anna.
    - O Ruggero. Słyszałyśmy, jak Lisa domagała się, by wysłać go do Foxstone.
    Ludmiła spojrzała na nią z zaciekawieniem.
    - Co to jest Foxstone?
    - To takie niby przedszkole, które przygotowuje dzieci , tych bogatych, rzecz jasna, do nauki w Wyzszej szkole. Pan Pasquarelli dostał szału, kiedy usłyszał o tym pomyśle. Byłyśmy pewne, że ze złości coś sobie zrobi. Dobrze, Ludmiło. W sam raz – dodała Joanna widząc zrobiony farsz.
    Nagle do kuchni wszedł Evan, który z niechęcią spojrzał na Ludmiłę.
    - Właśnie pożegnaliśmy pannę Miller – powiedział do nich patrząc na Joannę. – Pan Pasquarelli chce z tobą rozmawiać, Ludmiło – dodał, po czym wyszedł z kuchni.

    Jak on mi czasem przypomina Gregoria, pomyślała Ludmiła wychodząc z kuchni.

piątek, 15 maja 2015

Miniaturka: Dzień który zmienił moje 

Życie





Miniaturka stworzona dla Blanche za wygranie konkursu. Rozdział pojawi się jutro a ja tymczasem mogę zapowiedzieć, iż niedługo pojawi się mowy konkurs.


Otworzyłam oczy. Po prawej stronie na metalowej szafce stały kwiaty, kartki i słodycze. Spojrzałam w lewo i ujrzałam białą zasłonę. Było mi bardzo niewygodnie. Próbowałam podnieść się na łokciach, ale nie byłam w stanie. Ciało mnie bolało, czułam, że jestem poobijana, a do tego głowa pulsowała jak szalona. Wszystko wskazywało na to że jestem w sali szpitalnej. I tak też było. Niestety nie wiedziałam z jakiego powodu się tu znalazłam. Za drugim razem udało mi się podnieść. Rozglądałam się, ale nikogo tu nie było. Po chwili usłyszałam kroki i drzwi do sali otworzyły się.
- Obudziła się!- krzyknęła Naty i już po chwili znaleźli się przy mnie Maxi, Naty, Leon, Marco i Fran - Lu tak strasznie się martwiłam - Hiszpanka wycałowała mnie, zresztą tak jak wszyscy.
- Też się cieszę, że was widzę. A tak właściwie to co się stało? - zapytałam, a zamiast odpowiedzi zobaczyłam zdziwione spojrzenia przyjaciół. Po minucie odezwał sięMarco.
- Myśleliśmy że to ty nam powiesz. 
-Powiesz ? Ale o czym? - w mojej głowie była wielka pustka - Ja.. ja.. ja.. nic nie pamiętam - tą odpowiedzią bardzo wszystkich zszokowałam. 
- Ależ proszę się nie martwić. To normalne po wypadku - Angie weszła do sali i kazała zrobić sobie miejsce.
- O jakim wypadku mówisz? - Zapytałam gdy ona szykowała dawki leków, które miałam zażyć.
- Och.. nic wielkiego. Miałaś lekki wstrząs mózgu.
Wstrząs mózgu? Jakim cudem? W mojej głowie rodziły się następne pytania.
- A od ilu dni tu jestem? -Zapytałam nie ukrywając mojego niezadowolenia.
- O nic się nie martw, kochanie. Zostałaś znaleziona w piątek wieczorem. Aktualnie mamy niedzielę a dokładnie - spojrzała na zegarek - piętnastą czterdzieści sześć. A teraz proszę weź te leki i syropy - były strasznie gorzkie i duże.
     Uff... Jak dobrze, że nie zawaliłam nauki. Leżąc tu 48 godzin mogłam narobić sobie sporych zaległości. Niestety miałam większe powody do zmartwień. Nadal nie wiedziałam, co wydarzyło się w piątek wieczorem. Nie ma nic gorszego niż niewiedza. Próbowałam się czegoś dowiedzieć od Maxiego, ale on twierdził, że poszłam do biblioteki i długo nie wracałam. W związku z tym wysłał po mnie Leona, ale mnie już tam nie było. Dużo się dowiedziałam... Angie po zbadaniu mnie zostawiła nas samych. Zanim wyszła powiedziała, że muszę zostać jeszcze parę dni na obserwacji i za tydzień mogę stąd wyjść.
      Fran posiedziała jeszcze trochę i musiała się zbierać, ponieważ nie napisała jeszcze nowej piosenki. Marco zaoferował jej pomoc, więc poszli razem. Natomiast Naty, Leon i Maxi siedzieli za mną do samego wieczora. Opowiadali mi co działo się podczas mojej nieobecności. Nic ciekawego. Violetta zerwała z Diego, jakiś chłopak powiedział, że Gregorio jest słabym nauczycielem za co został wywalony z lekcji. Naty i Maxi byli zadowoleni, że powoli wracam do siebie, natomiast Leon był jakiś przygaszony. Pewnie napędziłam mu dużo strachu. Swoją drogą, też bym się martwiła o niego gdyby przez dwa dni był nieprzytomny. Pomimo zmęczenia i osłabienia w nocy nie mogłam spać. Wierciłam się i przewracałam z boku na bok. Cały czas myślałam o wypadku. Jak mogło do niego dojść?  
   ***
   Tak jak mówiła Angie, po tygodniu opuściłam „Pielęgniarkę”. Czułam się dobrze, miałam tylko kilka drobnych zadrapań. Wszystko było w porządku oprócz jednego - straciłam pamięć. Pamiętałam wszystko z przed i po wypadku, ale nie wiedziałam jak do niego doszło. To było okropne. Ludzie wypytywali ,,co się stało?”, ja natomiast nie wiedziałam. Wiem, że nie powinnam, ale zmyśliłam historyjkę, w której potknęłam się na schodach i walnęłam w nie głową. Miałam dosyć tych wszystkich wścibskich i nachalnych ludzi. 
   Bardzo się cieszyłam, że z powrotem wróciłam na lekcje. Jeżeli chodzi o zaległości, to szybko je zadrobiłam, a nawet wyprzedziłam materiał. Moi przyjaciele wspierali i troszczyli się o mnie. Leon stał się nadzwyczaj opiekuńczy i troskliwy, co było do niego niepodobne. Szczerze mówiąc byłam zaskoczona, ale szybko się przyzwyczaiłam. Naty obwiniała się, że ten cały wypadek był z jej winy, ponieważ ostatnio poświęcała mi mało czasu. Cóż się dziwić, skoro Maxi nie odstępował jej na krok. Oni nie widzieli nic złego w publicznym okazywaniu sobie uczuć, w przeciwieństwie do mnie. Niestety Leon nie zgadzał się ze mną. Chciał abyśmy tak jak inne pary chodzili za rączki, przytulali i całowali się po kątach. Uważałam, że nie trzeba było odstawiać tego całego przedstawienia. Wystarczyła mi wiedza, że Leoś mnie kocha. Ale moje zdanie najwidoczniej się nie liczy.
***
    Minęły dwa tygodnie, a ja czułam się świetnie. Pamięci jak dotąd nie odzyskałam, ale już się tak tym nie przejmowałam. Najwidoczniej nie było to nic ważnego. Stało się, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Czasami słyszałam jakieś głosy. Martwiło mnie to, ale uznałam, że jestem przemęczona i muszę odpocząć, dlatego wcześniej się położyłam. Była druga w nocy jak obudził mnie mój własny krzyk. Szybko się podniosłam, ale dziewczyny nadal spały. Wszystko wskazywało na to, że tylko ja go słyszałam. Byłam cała mokra, tak jakbym biegła w maratonie lub wyszła spod prysznica. Rzecz w tym, że biegłam, ale nie w maratonie. Nie chciałam budzić koleżanek z pokoju, dlatego wzięłam szlafrok i zeszłam do salonu. Na dole nikogo nie było, palił się jedynie ogień w kominku. Usiadłam w fotelu i słuchałam, jak krople deszczu bębnią w szybkę. Próbowałam sobie to wszystko przeanalizować. Nie wiedziałam czy to był zwykły sen, czy przypomnienie z tamtego wieczoru. To było zbyt realistyczne na sen,chociaż widziałam wszystko jak przez mgłę. Biegłam gdzieś, a raczej uciekałam. Musiało być późno bo korytarze były puste. Najprawdopodobniej ktoś mnie gonił, bo co chwila obracałam się za sobie. Nie miałam celu, wbiegałam po kolejnych schodach na górę. Nie miałam już siły dlatego skręciłam w korytarz. Biegłam przed siebie, aż natrafiłam na ślepy zaułek. Na tym się skończyło,sen mi się urwał i obudził mnie krzyk. Nie wiem ile siedziałam w salonie, ale na dworze zaczęło świtać. W pewnym momencie głowa osunęła mi się na oparcie fotela i zasnęłam. Obudziłam się w swoim łóżku przytulona do poduszki.
        Skąd się tu wzięłam? Nie wiedziałam, ale byłam temu komuś bardzo wdzięczna.
     Na śniadanie nie poszłam, nie miałam apetytu. Na lekcjach byłam nieprzytomna, wręcz nieobecna. Nie mogłam się na niczym skupić. Cały dzień myślałam o tym śnie, jeżeli można to tak nazwać. Chciałam o wszystkim opowiedzieć Naty, ale sama nie wiedziałam czy to zdarzyło się naprawdę. A nawet jeżeli, to nie mogłam. Przecież potknęłam się na schodach. Bardzo żałowałam, że zmyśliłam tą całą historyjkę, ale było już za późno, żeby to odkręcić. Gdy po kolacji wróciłam do pokoju przeanalizowałam sobie po raz kolejny ten sen. Próbowałam przypomnieć sobie korytarze, którymi uciekałam, ale nic z tego. Wszystko było, tak niewyraźne, że aż sama się dziwiłam, że coś zobaczyłam. Jeszcze jedno - głos. Był taki znajomy. Nie wiedziałam co mówił, ale wyraźnie go słyszałam. A jeżeli zwariowałam i wyobrażałam sobie rzeczy, które nigdy nie miały miejsca? Jedynym ratunkiem będzie oddział zamknięty w Szpitalu Psychiatrycznym. Albo.... pójście tam, gdzie to wszystko się zaczęło.
      Tak jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Poszłam do biblioteki. Z tego co pamiętam chciałam dowiedzieć się coś o wielkich muzykach XIX - XXw. Stanęłam przy danym regale i zaczęłam się rozglądać. Niczego nie zauważyłam, żadnych śladów, kompletnie nic. Zaczęłam przeglądać książki. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś jest w pobliżu,ale w bibliotece była tylko Gery i kilka dziewczyn. Wokół mnie nikogo nie było,więc wróciłam do książek. Nagle czyjaś dłoń znalazła się na mojej tali, sunęła w dół, aż zatrzymała się na pośladku. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Szybko się obróciłam, ale nikogo za mną nie było. Byłam przerażona. Wyobraziłam to sobie? A może to stało się naprawdę? Nic już nie wiedziałam. Wzięłam pierwszą lepszą książkę i w pośpiechu opuściłam bibliotekę.
***
     Nie wiem co się ze mną działo. Ostatnio wszyscy mnie drażnili i wkurzali. Na niczym nie potrafiłam się skupić, a nawet najdrobniejsza rzecz, najdrobniejszy gest mnie irytował. Chciałam być sama. Tylko ja i moje myśli. Wszystko stało się jasne.... ktoś próbował mnie skrzywdzić. Wydarzenia z tamtego dnia śniły mi się co noc. Każdej nocy przeglądałam książki w bibliotece, czułam dłonie na moim ciele, uciekałam korytarzami i wpadałam w ślepą uliczkę. Następnie słyszałam wyzwiska, które odbijały się od ścian i cień postaci stojącej nade mną, a na koniec wielka ciemna plama.
    Nie miałam z nikim kontaktu. Odsunęłam się od przyjaciół. Nie potrafiłam z nimi rozmawiać. Wolałam być sam na sam z moimi problemami. Chciałam wiedzieć kto tak bardzo pragnął zrobić mi krzywdę.        Wszystko zmieniło się po lekcji śpiewu. Wykład trwał już 10 minut. Angie oddała piosenki, które pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Nagle drzwi do sali otworzyły się i stanął w nich Federico Pasquarelli. Przeprosił za spóźnienie i zajął swoje miejsce, nie odrywając ode mnie oczu. Próbowałam go zignorować, ale jego spojrzenie strasznie mnie rozpraszało. Widziałam go po raz pierwszy od czasu gdy wyszłam ze szkolnego szpitala i coś zaczęło mi świtać. Cała scena z TEGO wieczoru przeleciała mi przed oczami. Osoba, która nade mną stała to Pasquarelli. Zakręciło mi się w głowie i zrobiło ciemno przed oczami. Nauczycielka musiała to zauważyć, ponieważ pozwoliła mi wyjść do łazienki. Wybiegłam z sali jak poparzona. Stanęłam nad umywalką i przemyłam twarz zimną wodą. Spojrzałam w lustro i pisnęłam. Ujrzałam za mną znienawidzonego bruneta. Jeszcze raz przemyłam twarz, ale on nadal tam stał.
- To byłeś ty! - wrzasnęłam tak głośno, że pewnie usłyszała to cała szkoła. Nie ważne. To nie było teraz moim problemem.
- O czym mówisz? - zapytał powoli zbliżając się do mnie.
- Nie podchodź!!!! - W mojej głowie rodził się plan na jak najszybszą ucieczkę z tego miejsca.
  Wyciągnęłam książkę i wycelowałam ją prosto w jego głowę. Cała się trzęsłam, ale próbowałam wyglądać na opanowaną.
- Wtedy w bibliotece. To ty mnie goniłeś! To ty próbowałeś mnie skrzywdzić! To ty się nade mną znęcałeś! To ty popchnąłeś mnie na tą cholerną ścianę i straciłam przytomność! TO BYŁEŚ TY!
  Sama zdziwiłam się swoją postawą. Byłam pewna siebie, ale nie pewna tego co mówię. Natomiast on.... W jego oczach mieszał się smutek, gniew, nienawiść i rozczarowanie.
- Zgadza się. To byłem ja.- Wiedziałam! Wiedziałam! Ja to po prostu wiedziałam!
   Nawet nie zastanawiając się skierowałam książkę na ścianę, o którą opierał się Pasquarelli i z mojej dłoni wystrzeliło opasłe tomisko. Kafelki zaczęły spadać i przygniatać bruneta. Nie wiem jakim cudem wygrzebał się spod sterty pyłu i połamanych płytek. Cała łazienka była zakurzona. Próbowałam wcelować w coś jeszcze żeby go przygniotło, ale trafiłam w niego. Oberwał całą torbą która była potwornie ciężka . Wleciał w kabinę przy okazji rozwalając ją. Leżał w kałuży wody, a krew spływała mu z czoła. Na Boga co ja zrobiłam? Czy on żyje?   Nie podeszłam do niego, uciekłam. Nie było mnie stać na nic więcej.
      Nie wróciłam już na lekcje, poszłam na dach i siedziałam tam do późnego wieczoru. Dlaczego to zrobiłam? Co się się ze mną działo? Przestałam nad sobą panować. Jestem nieobliczalna. Kiedyś nie skrzywdziłabym muchy, a co dopiero człowieka. Teraz było mi wszystko jedno. Próbowałam jakoś to sobie wytłumaczyć i po pewnym czasie znalazłam odpowiedź - zasłużył sobie na to!
     
     Następnego dnia wstałam wcześniej po i tak nieprzespanej nocy i zeszłam na śniadanie. W stołówce były pustki, wszyscy jeszcze spali. Wszyscy oprócz Federico. Siedział przy stole naprzeciw mojego i jadł tosty z dżemem. Ewidentnie unikał mojego spojrzenia. Miał zabandażowaną głowę i szramę na policzku. Było mi go żal. Miałam wyrzuty sumienia, ale starałam się o tym nie myśleć. Zabrałam się za jedzenie jajecznicy. Gdy zobaczyłam jedzenie mój brzuch dał o sobie znać głośnym burknięciem. Nie dziwię się mu, w końcu nie byłam wczoraj na obiedzie i kolacji. 
    Coraz więcej osób schodziło na śniadanie. Leon wraz z Maxim dosiedli się do mnie. Zapytali mnie gdzie wczoraj zniknęłam, chociaż widziałam, że za bardzo ich to nie interesowało. Byli pochłonięci rozmową o występie, który miał się odbyć w przyszłą sobotę.
- Stary nie martw się wygramy to. Nie mają z nami szans - Leon zapewniał Maxi'ego nakładając na talerz tyle jedzenia ile się tylko dało - Ludmiło, gdzie wczoraj byłaś? Dziwnie się zachowujesz. Co się z tobą dzieje? - zapytał obejmując mnie.
- A co ma się dziać? Wszystko jest w porządku. Po prostu wczoraj źle się poczułam i zabolała mnie głowa.
- Dobra, nie musisz się tak unosić.
Dopiłam resztę soku pomarańczowego, po czym strąciłam rękę Meksykanina z mojego ramienia i skierowałam się do wyjścia. Na schodach czekała na mnie Angie.
- Ludmiło, Pablo chce z panią porozmawiać.
   Domyślałam się o czym. Szłam za Angie, a nogi się pode mną uginały. Cała się trzęsłam. Bo przecież co ja mu powiem, że rzuciłam Pasquarlliego w ścianę? Spanikowałam, ale na ucieczkę było za późno, drzwi otworzył się. Stwórco dopomóż, proszę. Pomyślałam sobie w duchu.
- Panno Ferro, miło panią widzieć - dyrektor wpuścił mnie do środka gabinetu.
   Przez siedem lat nic się tu nie zmieniło. Po środku stało biurko, tuż za nim regał, na którym spoczywała dokumentacja. Mnóstwo półek z książkami, portrety sław i wybitnych muzyków, drążek, na którym jak zwykle wisiały płaszcze, ekspres do kawy i .... zaraz zaraz.... Co tu robi Pasquarelli? No tak, przecież to on jest tutaj najbardziej poszkodowany.
- Proszę sobie usiąść. - wskazał mi krzesło obok chłopaka - Zapewne słyszała pani o zdarzeniu, które miało miejsce wczoraj wieczorem. W damskiej toalecie na trzecim piętrze dokonano niemałych zniszczeń. Akurat was dwoje nie było wtedy na lekcjach. Czy możecie mi to wytłumaczyć?
- To chyba oczywiste, że cała wina spada na pannę Ferro. Federico sam by się przecież nie okaleczył - do gabinetu wkroczył Gregorio.
- Ooo, Gregorio. Widzę, że dostałeś moją wiadomość - wtrącił się Pablo.
- Czy mam rację? - nauczyciel poczęstował mnie wzrokiem bazyliszka.
- Panie profesorze.... źle się poczułam, więc wyszłam ....
   Byłam bezradna. Nie wiedziałam co mam zrobić. Powiedzieć prawdę i wylecieć ze szkoły? A może skłamać i ratować swój tyłek? Dlaczego to akurat na mnie spadają wszystkie nieszczęścia? 
    W tym momencie odezwał się Federico.
- Ferro nie poszła do łazienki, skręciła korytarzem w prawo do swojego pokoju. To ja jestem odpowiedzialny za te wszystkie zniszczenia. Zrobiłem to, ponieważ dostałem kolejny list z prośbą o powrót do You Mixu, a Marotti zagroził mi, że jeszcze jedna odmowa a mogę pożegnać się z karierą. Zdenerwowałem się i miałem chęć zniszczenia czegoś, więc udałem się do damskiej łazienki. Ferro nie ma z tym nic wspólnego.
   Dlaczego to zrobił? Krył mnie. Nigdy bym nie pomyślała, że Federico Pasquarelli mój największy wróg wstawi się za mną.
- Federico czy to prawda? - dyrektor uważnie przyjrzał się brunetowi. Nie wyglądał jakby kłamał. Był bardzo wiarygodny, może dlatego Pablo we wszystko uwierzył.
- W takim razie panna Ferro jest wolna. Z tobą chciałbym jeszcze zamienić słówko.
Nie wierzyłam w to co słyszę. Pożegnałam się i jak najszybciej opuściłam gabinet dyrektora. Gdy schodziłam po schodach słyszałam zażalenia i protesty Gregori'a. Nie obchodziło mnie to, teraz chciałam znaleźć się w swoim pokoju. Dlaczego on to zrobił? To pytanie nie dawało mi spokoju. Pewnie chciał abym milczała

***

  Nadszedł dzień oczekiwany przez całą szkołę – występ klasa A kontra klasa A2 (sami chłopcy). W szkole od samego rana panował zamęt. Drużyna z Maxim na czele siedziała przed kominkiem na dywanie i po raz kolejny omawiała układ. Dziewczyny siedziały w pokojach i szykowały się. Paznokcie, fryzury, miniówki i wielkie dekolty. Po co to wszystko? Przecież to zwykły występ. Nie chciałam być gorsza, ale też nie chciałam wyglądać, jak co niektóre lafiryndy. Dlatego włosy ułożyłam w ładne loki, zrobiłam delikatny makijaż i założyłam dżinsy a do tego skórzaną kurtkę. Gdy Leon mnie zobaczył przyciągnął do siebie i pocałował. Czułam się niekomfortowo i to nie pierwszy raz. Trzymał mnie w ramionach i wpychał język do ust. Oderwałam się od niego i chciałam mu walnąć, ale powstrzymałam się. Za dwie godziny miał występ i nie powinien się denerwować, musiał być w formie. Obiecałam sobie, że porozmawiam z nim po tym jak już wygra ten cały show. 
   Wszyscy razem zeszliśmy na śniadanie. Cały personel rozmawiał o występie, nawet nauczyciele. Usiedliśmy do stołu, ale jakoś nie miałam apetytu. Bardzo bolała mnie głowa. W trakcie śniadania Pablo wstał i życzył wszystkim powodzenia. W mgnieniu oka ludzie rzucili się do drzwi. Chcieli zająć najlepsze miejsca. Wraz z Fran poszłyśmy dać chłopakom po buziaku na szczęście i zajęłyśmy miejsca na trybunach. Na scenę wyszli chłopaki w czerwonych i zielonych strojach. Kapitanowie uścisnęli sobie dłonie i usłyszeliśmy takty muzyki.
   Wstęp trwał już od ponad godziny, a wynik co chwilę ulegał zmianie. Walka była zacięta, zawodnicy szli łeb w łeb. W tym show nie było lepszych, obie drużyny tańczyły i śpiewały znakomicie. Nie można było doczepić się także kibiców, którzy dopingowali swoim faworytom. Na trybunach roiło się od szyldów, oklasków.
- Proszę państwa, a teraz występ finałowy Federico Pasquarelli!!!!!!! Leon Verdas poszedł w jego ślady i leci tuż za nim!!! A cóż to?
  Do jasnej cholery co on robi?
- Ała... to musiało boleć, proszę państwa......
   Nic więcej nie słyszałam. Stałam jak osłupiała i patrzałam jak Leon wleciał w Federico jednocześnie strącając go ze sceny. Zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. W ostatnim momencie chwyciłam się barierki,aby nie upaść. Wszystko mi się przypomniało.

   Poczułam dłoń na moim pośladku a po chwili ktoś mnie objął. 
- Zostaw Leon, nie tutaj!
   Wyślizgnęłam się z jego objęć i sięgnęłam po wybraną książkę. 
- Ciii... wyluzuj- powiedział muskając palcami mój policzek i zbliżając usta do moich. Odwróciłam głowę. Jego gorący oddech palił mi skórę. 
- Nie chcę robić tego teraz
    Powiedziałam chrapliwie. Czy nikogo tutaj nie ma? Gdzie jest jakaś nauczycielka?
- Ty nigdy nie chcesz- wymamrotał z ustami przy mojej szyi.
- Może źle się do tego zabierasz....- powiedziałam mu coraz bardziej przerażonym głosem.
   Zaczął całować mnie bo obojczykach. 
- Przestań!
  Odepchnęłam go i wyszłam z biblioteki. Szedł tuż za mną. Bałam się jak cholera, było późno i korytarze były puste. Przyśpieszyłam, a za rogiem zaczęłam biec. Leon deptał mi po piętach. Nie miałam już siły, z ledwością pokonałam ostatnie schody i wślizgnęłam się na korytarz na ostatnie piętro. Biegłam przed siebie, ale co to? Nie nie nie!!!! Ślepy zaułek. Wszystko tylko nie to. Już po mnie. Leon powoli zbliżał się do mnie. Nie miałam żadnej ucieczki. Przysunął mnie do ściany i nachylił się.
- Nie wierć się, bo będzie bolało.
   Wyszeptał wprost do mojego ucha i ugryzł je. Pisnęłam. Usiłowałam wyślizgnąć się spomiędzy jego i ściany. Wbiłam mu dłonie w pierś, ale je odepchnął. Wgniótł mnie w zimną ścianę całym ciężarem swojego ciała. Poczułam jak włoski jeżą mi się na karku i zaczęłam rozważać opcje jakie mi pozostały. Mogłam krzyczeć, ale były nikłe szanse, że ktoś mnie usłyszy. Mogłam go walnąć. Raczej głupi pomysł, zważając na to, że jest ode mnie wyższy i silniejszy. Niestety nic nie mogłam zrobić. Leon na nic nie zważał. Naparł na mnie jeszcze mocniej. To było CHORE! Dysząc rozgniatał moje usta swoimi i niemal już się wtapiałam w ścianę.
- Nie...
  Szepnęłam. Nic nie odpowiedział. Twarde pożądliwe dłonie wdarły się pod moją bluzkę. Czując jego dłonie na swoim ciele kurczowo wciągałam powietrze. Zaczęłam płakać. Mój oddech był nierówny i szarpany tłumionym łkaniem. Chwyciłam jego rękę i odepchnęłam ją od siebie z siłą o jaką się nie podejrzewałam. Znów po mnie sięgnął. Zaczął szarpać się z zamkiem od mojej spódnicy a wtedy bez namysłu odwinęłam się i go uderzyłam . Nie zdążyłam uświadomić sobie, jak zapiekła mnie dłoń bo poczułam uderzenie na twarzy. Na swojej twarzy! Roztrzęsiona i zapłakana zaczęłam osuwać się po ścianie. Bezsilna i sparaliżowana leżałam na podłodze. Policzki miałam zimne i szczypiące od łez. Leon zaczął się nade mną nachylać. Wtem głos otwieranych drzwi przerwał moje szlochy. Ktoś wychodził z starej sali. To był Pasquarelli. Obrócił się w naszą stronę. Najpierw spojrzał na mnie a później przeniósł swój wzrok na Leona. W błyskawicznym tempie wyciągnął ręce w jego stronę i zaczął go okładać. Leon również szybko zaczął się bronić. Wyzwiska i ich ciała odbijały się od wszystkiego co możliwe. Bałam się, że zaraz oberwę.
- Ferro, uciekaj! No już!!!
Zaledwie się podniosłam a Leon doskoczył do mnie i z całej siły popchnął mnie na ścianę. Walnęłam w nią głową i straciłam przytomność. Fede dobiegł do mnie i ostatnie co widziałam, to jego brązowe włosy opadające mu na czoło.

- Ludmiła! Luśka, dobrze się czujesz?- pytała Fran potrząsając mną. 
  Parę razy przetarłam oczy i złapałam się za pulsującą głowę. Po chwili uświadomiłam sobie,że występ nadal trwa. Zerknęłam na scenę i wzrokiem szukałam Fede. Jest tam, nic mu się nie stało. Spojrzałam wyżej i ujrzałam Leona. Bez zastanowienia zaczęłam przepychać się do wyjścia. Szybko opuściłam trybuny i skierowałam się w stronę szkoły. Jak on mógł mi to zrobić? Wiele razy mnie do tego namawiał, a ja się nie zgadzałam, ale nigdy w życiu nie podejrzewałabym go o takie coś. O gwałt! Tak bardzo chciałam wiedzieć co się stało tamtego wieczoru. Teraz oddałabym wszystko, żeby o tym zapomnieć. Biegłam przed siebie, na niczym mi nie zależało. Było mi wszystko obojętne. Chciałam uciec od rzeczywistości, być sama. Zaczęłam się zastanawiać nad miejscem, w którym nikt nie będzie mógł mnie znaleźć. Mój pokój? Nie. Ta stara klasa? Nie, nigdy nie przejdę tym korytarzem. Może pokój Angie? Też nie. Krążyłam po dziedzińcu i próbowałam coś wymyślić. Spojrzałam w górę i ...... Tak, dach, to jest to. Wspinałam się po krętych,drewnianych schodach, aż znalazłam się na szczycie. Z okna zobaczyłam całe wydarzenie i tancerzy, a wśród nich Leona. Dopiero wtedy wszystko do mnie dotarło. Osunęłam się po ścianie a z mojego gardła wydobył się stłumiony szloch. Płakałam jak dziecko. Nie mogłam tego pojąć, jak chłopak, którego kochałam mógł zrobić coś takiego. Przez myśl mi to nie przychodziło. Wymacałam przez koszulkę łańcuszek od Leona i zerwałam go. Obracałam go pomiędzy palcami i przypominałam sobie nasze pierwsze spotkanie przed moim domem, nasze występy, pierwszy pocałunek, wszystkie chwile spędzone razem. Pomyśleć, że już tego nie ma. Nie ma NAS! Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Serce podskoczyło mi do gardła, przecież wszyscy są na meczu. Kto to? Podniosłam się i wyciągnęłam torebkę. Kroki były coraz bardziej wyraziste. Wpatrywałam się w zbliżający się cień. Byłam przerażona.... a jeżeli to on? Torebka wyleciała mi z dłoni i przeturlała się w stronę schodów. Schyliłam się po nią. Wyciągnęłam rękę, ale napotkałam czyjąś dłoń. Podniosłam głowę i napotkałam czekoladowe tęczówki. Wstałam i rzuciłam mu się na szyję. Nie obchodziło mnie,że mnie odtrąci. O dziwo tego nie zrobił. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. On po prostu przytulił, a ja wypłakałam się w jego pierś. Potrzebowałam teraz bliskości drugiego człowieka.
- A co z występem?
- Ty jesteś ważniejsza.
  Nie wiem dlaczego, ale w jego ramionach czułam się bezpieczna i potrzebna. Z kolei on trzymał mnie jakbym była największym skarbem na ziemi. Gdy już się uspokoiłam zadałam pytanie, które mnie dręczyło
- Fede, dlaczego wtedy, w łazience powiedziałeś, że to byłeś ty?- zapytałam go nie odrywając głowy od jego torsu.
- A czy uwierzyłabyś gdym powiedział ci prawdę?- w jego głosie dało się słyszeć smutek i rozczarowanie.
Milczałam. Zabolało go to.
- Sama widzisz... Ale gdyby mi ktoś powiedział, że Verdas jest zdolny do czegoś takiego,też bym nie uwierzył. Jak cię wtedy zobaczyłem, przeżyłem szok. Byłaś taka bezbronna, bezsilna a w twoich oczach malowała się pustka. Nie mogłem się po tym pozbierać. Przez miesiąc unikałem cię i nie chodziłem na wspólne lekcje. Dopiero potem uświadomiłem sobie, że źle zrobiłem. Powinienem od razu wyjawić ci całą prawdę.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?- powtórzył zadane przeze mnie pytanie.
- Dlaczego go powstrzymałeś? Równie dobrze mogłeś przejść obok niczego nie widząc.
Uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ponieważ zależy mi na tobie.- Nie wierzyłam w te słowa. Wydawały mi się jakimś nie śmiesznym żartem.
- Przecież jestem zwykłą nic nie wartą suką a ty.... - odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
- Nigdy nie mów o sobie w taki sposób. Wiem, że tyle razy cię obrażałem i poniżałam, ale to już minęło. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Przepraszam za wszystkie przykrości, które przydarzyły ci się z mojego powodu. A powstrzymałem go dlatego, że jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Dopiero tamtego wieczoru sobie to uświadomiłem i nie mogłem pozwolić żebyś kolejny raz przeze mnie cierpiała.- Tak, to wydaje się coraz bardziej prawdopodobne.
Otarł mi łzę z policzka i pocałował w czoło. Po ty geście już wiedziałam, że wszystko co mówi jest prawdą. Wierzyłam mu. 
   Nagle na dach wpadł rozwścieczony Leon.
- Nie wierz mu! To zwyczajny śmieć! Luśka on kłamie, nigdy bym cię nie skrzywdził. Kochanie...
- Zamknij się sukinsynie! - chłopak puścił mnie.
Fede wymierzył cios w nos blondyna. Ten odskoczył i stracił przytomność. Włoch złapał mnie za rękę i poprowadził do wyjścia. Zanim opuściliśmy dach kopnął Leona w żebra i powiedział
- Mam nadzieję, że polubiłeś łajzy takie jak ty, bo od dzisiaj będą to twoi jedyni przyjaciele.

***
   Studio ukończyłam 6 lat temu. Obecnie mam 24 lata. Wyszłam za Federico 4 lata temu, mamy razem 2-letnią córeczkę Hope. Rozdział z Ronem jest już dla mnie skończony. Aktualnie został zamknięty w Wiezieniu i prędko stamtąd nie wyjdzie. Nareszcie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa jak nigdy dotąd. Nic nie mogłoby popsuć mojej rodziny ani relacji z przyjaciółmi.



piątek, 8 maja 2015

Walcząc o Miłość: 9


Wasze rymowane komentarze były wspaniałe. Każdy zasłużył na wygraną ale mi najbardziej podobał się komentarz Blanche. I to właśnie jej dedykuje ten rozdział i przyszła miniaturkę niech w Komie napisze z jaka para chce :D




- Co się dzieje? – zapytała Ludmiła Annę, kiedy razem z Ruggusiem weszli już do domu, ale dziewczyna zamiast odpowiedzieć uciekła do kuchni.
    W salonie stała Lisa Miller, która dyrygując gromadą ludzi zaczęła przestawiać wszystkie meble w pomieszczeniu. Mały Ruggero patrzył na to wszystko z otwartą buzią nie wiedząc, co ma zrobić. Upuścił zabawki, które trzymał w rączkach – resztę miała spakowane Ludmiła – na ziemię rozbijając je z głośnym trzaskiem. Nie chciała, żeby się popsuły – jak Rugg nie będzie ich potrzebował, zawsze można je odesłać do jakiegoś sierocińca.
    W tym samym momencie, gdy Ludmiła wstała z podłogi – ze schowanymi już zabawkami – Lisa odwróciła się i uśmiechnęła sztucznie do malca.
    - Och, jesteś już, skarbie – powiedziała podchodząc do niego. Pocałowała chłopca w policzek zostawiając po sobie ślad różowej szminki na bladym policzku. – Gdzie byłeś?
    Ruggero mruknął coś w odpowiedzi, lecz nikt tego nie usłyszał.
    - Co mówisz, kochanie? – Ludmiła miała ochotę rzucić w nią czymkolwiek słysząc ten wymuszony ton. Początkowo nie miała zastrzeżeń do dziewczyny, ale z każdą chwilą nie lubiła jej coraz bardziej.
    - Byliśmy z Ludmiłą w zoo – powiedział nieco głośniej.
    - Co?! – wykrzyknęła Lisa spoglądając wściekłym wzrokiem na blondynkę. – Jak śmiałaś…
    - Przepraszam panią, ale tak się składa, że pan Pasquarelli pozwolił mi się zajmować jego dzieckiem, więc nie widzę problemu – Dziewczyna przerwała jej chłodnym tonem.
    - Już niedługo – powiedziała Lisa zaciskając szczękę. – Jak Fede się dowie…
    - O czym się dowiem? – przerwał jej owy mężczyzna wchodząc do salonu. – A co to do… – urwał widząc rozjuszone spojrzenie narzeczonej. – O co chodzi, Liso? – dodał spoglądając na zdenerwowaną kobietę.
    - Och, Federico! – zawołała przesłodzonym głosem, który wywoływał w Ludmile odruch wymiotny. Na szczęście podszedł do niej Rugguś i uśmiechnął się lekko. Blondwłosa uklękła przed chłopcem odwzajemniając uśmiech, a nagle poczuła, że dostała od niego pstryczka w nos. Ruggero wybuchł perlistym śmiechem co zwróciło uwagę jego ojca, który spoglądał na syna z iskierkami w oczach.
     - … i nie dość, że ta dziewucha zabrała Ruggero z domu na tak długo bez pytania, to wzięła go do zoo. Rozumiesz, Feduś? Do ZOO!
    Federico spojrzał na nią ze zdziwieniem.
    - Serio? Ruggero, byłeś dzisiaj w zoo? – zapytał zwracając się do blondynka.
    - Tak! – zawołał podbiegając do ojca i rzucając mu się na szyję.
    - I podobało ci się? – spojrzał na niego wzrokiem pełnym miłości, mierzwiąc mu przy okazji jego, nieco przydługie blond włoski.
    - Tak! I wies, widziałem takiego duuuużego tyglyska! I on był biały! Chciałem zabrać go do domu, ale Ludmila powiedziała, ze będzie mu smutno bes mamy. Więc go zostawiłem, bo nie chciałem, by był smutny…
     Federico spojrzał na Ludmiłę wzrokiem pełnym wdzięczności, na co ona szybko się odwróciła w stronę Lisy.
    - Czy ty słyszysz, kochanie co do ciebie mówię? – zapytała rozzłoszczona narzeczona Włocha. – A co by było, gdyby on się zgubił? Albo gdyby coś mu się stało? Przecież on był tam całkiem sam!
    - Nie był sam. Był tam ze mną – powiedziała cicho Ludmiła próbując trzymać nerwy na wodzy. A wiedziała, że musi to zrobić, by nie stracić pracy, która była jej bardzo potrzebna.
    - I poznałem kolegę – mówił dalej Ruggero nie zwracając uwagi na to, co mówiła, do jego ojca, Lisa. Teraz się liczyła tylko ta dwójka. – Ma na imię JDaniel i ma tyle lat co ja! I ma taką ładną i miłą mamę. I ona ma czekoladowo-żółte włosy – dodał śmiejąc się do ojca.
    - Czekoladowo-żółte? – zapytała Fede zezując lekko na Ludmiłę, lecz ona sprytnie udawała, że tego nie widzi.
    - Tak. I jest bardzo fajna!
    Przez chwilkę rozmawiali całkowicie ignorując Lisę, która powoli dostawała furii, po czym Federico zwrócił się do niej:
    - Kochanie, mogłabyś zaprowadzić Ruggeroa do pokoju? Ja zaraz do was dojdę. Proszę – dodał widząc wzrok narzeczonej.
    Oburzona Lisa chwyciła Rugga za rękę, po czym wyszła z salonu trzaskając drzwiami. Federico przez chwilę przysłuchiwał się, czy kobieta odeszła do drzwi – podejrzewał, że za wszelką cenę chciała podsłuchać – słysząc oddalające się kroki, rozsiadł się w fotelu. Machnął ręką, po czym przed nim wylądowała szklanka wody (Przyniesiona przez Anne). Upił kilka łyków i spojrzał na Ferro zdziwiony.
    - Czemu nie usiądziesz? – spytał zdawkowym tonem, na co kobieta poczuła, że się rumieni. Spuściła głowę siadając na brzegu najbliżej położonej sofy.
    Przez chwilę siedzieli w milczeniu. W końcu Ludmiła nie wytrzymała:
    - Czego ode mnie chcesz? – zapytała oskarżycielskim tonem.
    - Chyba masz mi coś do powiedzenia, Ferro – Pasquarelli patrzył na nią z wyższością.
    Ludmiła poczuła, że jej policzki zaczynają się robić jeszcze bardziej czerwone.
    - Ja… – zaczęła. – Nie wiedziałam, co mamy ze sobą zrobić. Chodziliśmy po parku i tak samo wyszło, że postanowiłam odwiedzić moich przyjaciół. Dawno ich nie widziałam, a przy okazji doszłam do wniosku, że Ruggusiowi dobrze zrobi kontakt z innymi dziećmi. Wiem, że powinnam ciebie oto zapytać, ale…
    - Nie mówię o tym, Ferro – przerwał jej. – Chociaż nie powiem, dziwię ci się. Byłem pewien, że już dawno zabierzesz go do Verdasów. To akurat nie ma znaczenia. Usiłuję go wychować na zwykłe dziecko, nie na arystokratę. W końcu pozwalam mu na kontakt z…
    - Z pospólstwem – dokończyła.
    - Nie wyrażamy się w tym domu wulgarnie, Ferro – upomniał Federico spoglądając na Ludmiłę z rozbawieniem. – Miałem na myśli kontakt z obcą dla niego kobietą.
    Blondwłosa poczuła, iż jej czerwone policzki przybierają barwę buraków. Było jej wstyd.
    - Więc? – zapytał patrząc na nią z wyczekiwaniem.
    - Ale o co chodzi? – uniosła głowę do góry. Kompletnie nie wiedziała, co brunet ma na myśli. Przecież nie miała przed nim nic do ukrycia– wszystko, co robiła było w tym domu legalne.
    - Ferro, Ferro… – westchnął, dopił wodę ze szklanki, po czym wstał. – Jak zrozumiesz, że powinnaś mi o TYM powiedzieć, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – dodał, wychodząc z salonu pozostawiając Ludmiłę kompletnie rozbitą.
    Młoda opiekunka nie wiedziała o co Federico chodzi.
    Przecież nie mógł mówić o TYM. Niby skąd miałby  wiedzieć?