niedziela, 14 czerwca 2015

Jak większość zdążyła zauważyć zmieniłam ustawienia bloga, tak będzie lepiej wole mieć przy sobie stałych czytelników. Kocham.
Dziękuje, że jesteście Kochani <3



piątek, 12 czerwca 2015


Walcząc o Miłość: 12











- Ferro? – zapytał wchodząc do pokoju. Zamknął za sobą drzwi. –Luśka?
Spojrzał na drzwi wychodzące na balkon – były zamknięte. Przez chwilę stał w miejscu obawiając się, że nie wytrzymała i uciekła  z dala od rezydencji Pasquarelliego zostawiając go samego. Skazanego na przegraną...
Nagle usłyszał otwierające się drzwi łazienki, w których stała Ludmiła ubrana jedynie w biały bawełniany szlafrok, który sam kupił przed jej przybyciem do rezydencji. Z blond włosów ściekały krople wody, które lądowały na podłodze. Zaskoczona przyglądała się mężczyźnie.
- Coś się stało? – zapytała miękkim głosem jednocześnie wyciągając z kieszeni szlafroka ścierkę, którą machnęła i wysuszyła podłogę. Zamknęła za sobą drzwi i podeszła do swojego łóżka, by po chwili usiąść na nim.
Brunet nie wiedział, co odpowiedzieć kobiecie. Nie miał zamiaru przyznawać się, że się o nią martwił – to nie było w jego stylu. Pierwsza myśl, jaka wpadła mu do głowy, to herbata, którą dla niej przyniósł.
- Mam dla ciebie herbatę – podał dziewczynie kubek. – Ale Anna dolała tam coś na sen, więc jeśli chcesz jeszcze trochę posiedzieć, to nie pij jej jeszcze.
Stanął przy  komodzie przyglądając się Ludmile. Wyglądała bardzo ładnie w szlafroku i mokrych włosach, które opadały jej na ramiona. Uśmiechnął się do siebie w myśli.
- Dziękuję – odpowiedziała uśmiechając się do niego odstawiając kubek na szafkę nocną.
W pokoju dziewczyny nastała dziwna cisza, której żadne z nich nie chciało przerywać. Federico wiedział, że powinien coś powiedzieć, nawiązać rozmowę, ale po raz pierwszy od kilku miesięcy nie wiedział, jak się do tego zabrać. Czuł się bardzo dziwnie w obecności blondynki .
-  Ruggero już śpi? – zapytała Ludmiła po kilku minutach ciszy.
Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Tak. Pytał o ciebie.
- O mnie? – zaskoczyło ją to, co powiedział.
- No, chyba nie o mnie, Ferro. Tęsknimy za tobą.
Na policzkach kobiety pojawiły się dwa wielkie rumieńce, zresztą u Federra również. Gdyby w pokoju był jakiś obserwator, to nie mógłby określić, kto był bardziej zawstydzony.
Brunet od razu wyratował się z tej sytuacji:
- Stan ciągle się pyta, kiedy wróci „ta Ludmiła, która utrze nosa Evanowi”, a Anna z Joanną marudzą, że nie mają z kim poplotkować. Nawet Evan mówi, że bez ciebie bawiącej się ze Ruggem jest w domu jakoś pusto... – dodał obojętnym tonem, po czym usiadł obok Ludmiły. – Koniec z tym, Ferro. Musisz odpocząć.
Kobieta zamrugała szybko oczami.
- Co ty gadasz, Pasquarelli? Jutro jest kolejna rozprawa!
Mężczyzna westchnął.
- Wiem. Ale nie mogę już patrzeć jak siedzisz w tym pokoju sama i analizujesz wszystko. Punkt, po punkcie; artykuł, po artykule...
- Pasquarelli, przecież...
Mężczyzna położył jej palec na usta sprawiając, że Ludmiła natychmiast umilkła.
- Robimy przerwę. Obiecałem już Ruggero, że wyjeżdżamy. Chyba nie chcesz sprawić mojemu dziecku zawodu? – uniósł leniwie lewą brew.
Ze zdziwieniem stwierdził, że cholernie podobało mu się to, iż siedział tak blisko Ludmiły przez co na jej twarzy z każdą chwilą pojawiały się coraz większe rumieńce. Zgrabnie udawał, że tego nie widzi, ale nie mógł się powstrzymać od myśli, iż mógłby tak siedzieć każdego wieczoru.
- Ja... Jak to wyjeżdżamy? Przecież ja nie mam pieniędzy, muszę pójść do banku, ja...
O właśnie! pomyślał sobie, kiedy kobieta wspomniała o banku.
- Jakie pieniądze, Ferro?! Ja płacę za to wszystko, ty masz uszczęśliwić moje dziecko. A tak swoją drogą... Nie sądzisz czasem, że powinnaś mi o czymś powiedzieć?
Ludmiła nagle pobladła. Mężczyzna się wystraszył, że coś jej się stało: zasłabła ze zmęczenia, bądź zrobiło jej się nie dobrze. Miał już zamiar coś zrobić, by jej pomóc, kiedy wyszeptała cicho:
- Miał na imię Diego...
Nasz Diego?!
Tak...
Ludmiła przymknęła oczy na wspomnienie o swoim niedoszłym mężu. Nie wymawiała jego imienia już od wielu, wielu miesięcy, aż do tej chwili. Zawsze sprawiało jej to ból.
Z trudem opowiadała Federico o tym wszystkim, co ich spotkało: jak się poznali, zakochali w sobie, jak planowali wspólną przyszłość. Kobieta wtedy myślała, że to były najcudowniejsze chwile jej życia. Wszystko układało się doskonale, aż do pewnego feralnego dnia, w którym Ludmiła obudziła się w pustym mieszkaniu.
- Nie wiedziałam, dlaczego mnie tak nagle zostawił – wyszeptała, nie czując jak po jej twarzy leciały łzy. – Przecież jeszcze dzień wcześniej wszystko było idealnie: Diego był w wyśmienitym humorze, gdyż dostał nową, dobrze płatną pracę. A tu nagle budzę się i nie mam nic: zostawił mi tylko meble i moje rzeczy – westchnęła. – Dopiero miesiąc później dowiedziałam się, że wziął kredyt na moje nazwisko na pięćset tysięcy funtów.
- Na pięćset...?
- Tak, na pół miliona funtów. I co jest najbardziej śmieszne, wziął kredyt tylko w jednym banku – roześmiała się histerycznie. – Diego był zawsze biedny, a ja nie chciałam uwierzyć, że mnie tak podle wykorzystał. Zdobył moje zaufanie, po czym wykorzystał je znikając z mojego życia pozostawiając mi jedynie do spłacenia kredyt. Spłaciłam już większą część: wszystkie moje pieniądze zarobione jako kelnerka, adwokat, nauczyciel  i inne moje oszczędności, które miały być pieniędzmi na nowy start oddałam na spłacenie długu. Teraz też, każdą pensję, oddają jako spłatę. Poza tym moi rodzice i przyjaciele również dali mi parę tysięcy, aby było mi łatwiej. Tak naprawdę jestem bez grosza i gdyby nie to, że mam u ciebie pracę, to teraz... – głos się jej załamał.
Doskonale pamiętała chwilę, w której dowiedziała się o spłacie kredytu. Myślała, że to były jakieś żarty. A teraz...?
Nie wiedziała, dlaczego zdecydowała się na zwierzanie Federico. Może dlatego, że ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli? A może po prostu oboje dorośli do tego, by zakopać topór wojenny? Ludmiła nie wiedziała tego, ale miała nadzieję, że to, co było w tej chwili między nią a Federico Pasquarellim będzie kształciło się w przyjaźń.
- Ludmiło– usłyszała tuż przy uchu. – Powinnaś już iść spać. Jutro czeka nas ciężki dzień. Nie powinnaś się jeszcze bardziej stresować.
Dziewczyna przytaknęła ruchem głowy, wypiła przyniesioną przez mężczyznę herbatę, która nie wystygła.  Kilka minut później słodko spała całkowicie nieświadoma tego, że brąz włosy mężczyzna obserwował ją jeszcze przez parę godzin, aż sam nie poszedł spać.

- Proszę wstać. Sąd idzie – usłyszeli, po czym równocześnie podnieśli się, ramię w ramię: on – samotny ojciec, ona – pani adwokat, a zarazem opiekunka.
Rozprawę rozpoczął przewodniczący.
- W dniu dzisiejszym, na sesji Najwyższego Sądu Rodzinnego rozpatrywana będzie sprawa dotycząca opieki nad Ruggero Pasquarellim. Czy dziecko powinno mieszkać z samotnym ojcem, który jest zaangażowany w pracę, czy też z dziadkami i ciotką, od strony zmarłej matki, którzy poświęciliby dziecku bezgraniczny czas? Zanim Sąd wyda wyrok w sprawie wysłucha oby stron. Głos ma prokurator.
I znów wszystko się zaczęło od nowa. Wystąpienie mecenasa Naidroka, który wygłasza swoją opinię w sprawie, opowiadając się po stronie Navvarów. Zeznania świadków wywołanych przez niego. Ostatnia, starsza córka Navvarów – Naty. Moja była przyjaciółka.
- Czy ma pani pytania, pani mecenas? – usłyszeli pytanie sędziego.
Dasz radę, pomyśleli równocześnie.
- Tak, panie sędzio – odpowiedziała pewnym głosem Ludmiła, po czym wstała.
Przez chwilę się zastanawiała, o co może zapytać starszą pannę Navvaro. Wielokrotnie wyobrażała sobie sytuację, dzięki której sprawi, że Rugg zostanie przy ojcu. Nigdy nie wyobrażała, że aż tak będzie się wtedy stresować.
Rzuciła okiem na Naidroka, który uśmiechał się kpiarsko na postępowanie swojej ex-praktykantki. Widać było gołym okiem, że od początku był pewny swojej wygranej. Ludmiła zresztą też. Wiedziała, że jest skazana na porażkę. A mimo wszystko podjęła wyzwanie. Zgodziła się pomóc Federico walczyć o dziecko. Dziecko, które zmieniło jej życie...
Kochała Ruggero. Nie chciała zbyt się do niego przywiązywać, szczególnie wtedy, kiedy Pasquarelli był w związku z Lisą Miller i zamierzał się pobrać. Czuła, że po zawarciu związku małżeńskiego z Lisą musiałaby rozstać się z chłopcem ze względu na nową panią Pasquarelli. Teraz, gdy Lisy już nie było, nadal nie chciała przywiązywać się do dziecka. Wiedziała, że kiedyś jego ojciec znajdzie mu nową matkę, która będzie kochała go jak swoją własną pociechę.
Ona była gotowa poświęcić się dla tego chłopca, który już pierwszego dnia ich znajomości zdobył jej serce. Ludmiła uświadomiła sobie, że nie może żyć bez myśli, że niedługo zobaczy się ze Ruggusiem. Był częścią jej życia. Jej nowego życia, którego pomimo wielu trudności nie zamieniłaby na żadne inne.
To właśnie dla niego musiała walczyć. Dla Ruggero.
Spojrzała na Federico, który uśmiechnął się do niej zachęcająco. W jego wzroku było coś, co sprawiło, że nabrała odwagi.
- Czy pamięta pani, że zeznaje pani pod przysięgą Kodeksu? – zapytała grobowym tonem czarnowłosą kobietę.
- Tak – odpowiedziała Naty, z pogardą, patrząc na Ludmiłę.
- Proszę nie zapominać, że zwraca się pani do prawnika, a przede wszystkim do Wysokiego Sądu – upomniał ją jeden z przysięgłych.
Naty zgrabnie udała skruchę uśmiechając się zalotnie do niego:
- Przepraszam.
- Udzielam głosu obrońcy pana Pasquarelliego – Przewodniczący skinął głową na Ludmiłę. – Proszę, pani mecenas.
- Panno Navvaro, proszę mi powiedzieć, jak długo zna pani, pana Pasquarelliego?
- Znam go od pierwszej klasy w Studiu One Beat – odpowiedziała.
- To długo – zauważyła Ludmiła, na co Naty uśmiechnęła się do niej kpiarsko. – Muszą się państwo dobrze znać.
- Nie utrzymywałam bliskich kontaktów z Pasquarellim.
Ludmiła uniosła leniwie lewą brew do góry, nieświadomie naśladując gest  Fede.
- Doprawdy? – zapytała. – Są świadkowie, którzy twierdzą, że pani była w związku z panem Pasquarellim.
Pewnego wieczoru Fede opowiadał jej o tym związku. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że mógł być z kimś takim jak Naty Navvaro– dziewczyną, która była bardzo zaborcza, zazdrosna i zabraniała mu kontaktować się z własną siostrą, którą kilka lat później poślubił. (To właśnie była z jednych rzeczy przez które z nim zerwałam w młodości, zranił mnie już na wiele razy.)
-Pasquarelli ci to powiedział, idiotko? – warknęła Dafne.
- Panno Navvaro, proszę się wyrażać.
- Przepraszam, Wysoki Sądzie, już nie będę.
- Proszę kontynuować, panno Ferro.
Ludmiła spojrzała wyczekująco na Naty, która najwyraźniej nie zamierzała się przyznać do związku z Fede. Czarnowłosa kobieta przez chwilę spoglądała na Ludmiłę z pogardą, by po chwili westchnąć.
- Owszem, byliśmy razem przez pewien czas – powiedziała nie patrząc na nią. – Co to ma więc do rzeczy?
- Od zadawania pytań jestem ja, panno Navvaro. Skoro była pani w związku z panem Pasquarellim, to pewnie pani wie, że jest on wiernym partnerem. Mam rację?
Twarz Naty zrobiła się czerwona z zawstydzenia. Doskonale o tym wiedziała.
- To jest... To nie ma żadnego znaczenia! – warknęła Naty. – Tu chodzi o Ruggero, a doskonale wszyscy wiemy, że od śmierci Leny Navvaro był z wieloma kobietami, przez co zaniedbywał syna! Dziecko nie powinno mieć takiego ojca!
- Od tego jest sąd, panno Navvaro – upomniała Ludmiła ledwo powstrzymując się od zbędnego komentarza. – Czy ma pani dowody na to, że pan Pasquarelli źle się obchodził z dzieckiem?
Nie chciała tego przeciągać. Wiedziała, że im dłużej Naty będzie zeznawać, tym gorzej będzie dla nich. Nie poddawała się jednak.
- Oczywiście, Ruggero podczas każdej wizyty w rezydencji Navvarów opowiadał o tym, jak ojciec go zaniedbuje – odpowiedziała patrząc z pogardą na Federico, który diametralnie pobladł na te słowa. Ani on, ani Ludmiła nie mogli uwierzyć w to, co powiedziała Naty. Nie mieli dowodów na to, że chłopiec takich rzeczy nie opowiadał dziadkom i „kochanej” cioci. W końcu Ruggero miał tylko cztery latka i ufał każdemu człowiekowi chodzącemu po ziemi. Dlaczego nie miałby się pożalić babci i dziadkowi? W końcu to jego najbliższa rodzina.
Blondwłosa poczuła, jak zaczyna ją ogarniać panika. Nie wiedziała, co ma zrobić w tej sytuacji. O co zapytać, by nie popełnić błędu...
- Czy może pani nam to udowodnić? – zapytała chłodnym tonem. – Proszę pamiętać, że zeznaje pani pod przysięgą.
Błąd, pomyślała z przerażeniem widząc triumfującą minę kobiety. Kątem oka zauważyła uśmiech na twarzach państwa Navvarów, a także zaskoczenie Naidroka.
- Może zapytałabyś o to Ruggero? – zapytała z drwiną. – Na pewno potwierdzi moje słowa. Jeżeli mi nie wierzysz, to podaj mi jakiś zastrzyk czy coś. Usłyszysz to samo.
Ludmiła wpatrywała się w twarz Naty Navvaro, nie wiedząc co zrobić.
- Proszę o przerwę – powiedziała, po czym bez pozwolenia opuściła salę. Ruszyła korytarzem przed siebie. Musiała ochłonąć, wymyślić coś na szybko.
Usłyszała, jak ktoś za nią biegnie. Po chwili obok niej znalazł się Federico Pasquarelli, który zagrodził jej drogę. Wpatrywali się sobie w oczy szukając pocieszenia. Oboje wiedzieli, że przegrali i już nic ich nie uratuje.
Chyba, że zdarzyłby się cud...




************************************************************
Tak prezentuje się 12. Może chcielibyście się czegoś oo mnie dowiedzieć tak to możecie zadawać pytania w komach do zobaczenia ;)

czwartek, 4 czerwca 2015

Walcząc o Miłość: 11





- Nie czaj się pod drzwiami, Ferro, tylko wejdź – usłyszała Ludmiła, kiedy zastanawiała nad tym, czy czasem nie uciec, gdzie pieprz rośnie. Co on mógł w końcu od niej – nic nie znaczącej pracownicy – chcieć? To proste: chciał ją wyrzucić! Z pewnością o to mu chodziło. Skoro pozbył się Lisy, to teraz przyszła kolej na nią...
- Usiądź – usłyszała miły dla ucha głos. Był inny niż zazwyczaj – nie było w nim tej surowości i wyższości, która zawsze charakteryzowała Pasquarlli'ego.
Młoda kobieta usiadła we wskazanym przez mężczyznę fotelu, po czym spojrzała na niego po raz pierwszy od chwili, w której weszła do gabinetu. Stał oparty o biurko, ubrany w czarne, eleganckie spodnie i białą koszulę, którą miał do połowy rozpiętą. Ludmiła natychmiast odwróciła wzrok, czując zażenowanie. Nie wiedziała co ma sądzić o swoim zachowaniu – owszem, Fede zawsze był przystojny, ale nigdy nie reagowała na niego w taki sposób. Zawsze całkowicie go ignorowała. A teraz?
Teraz, kiedy poznała drugie oblicze Bruneta - kochającego ojca, gotowego poświęcić wszystko dla ukochanego dziecka - zaczęła w nim postrzegać zwykłego nieszczęśliwego, samotnego i przystojnego faceta, który nie potrafił odbudować swojego życia. Mimowolnie pomyślała, że od kilku miesięcy, to właśnie ona, pomaga mu w tym. Co więcej, nie chciałaby już tego zmieniać, na co zareagowała wewnętrznym oburzeniem. Nie potrafiłą wybaczyć sobie takich myśli, szczególnie w chwili, w której jej pracodawca - niegdyś odwieczny wróg, stał tuż przed nią w rozpiętej koszuli, nieświadomie ją tym onieśmielając.
- O co chodzi? – zapytała, nieudolnie próbując ukryć drżenie głosu.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony. W jego oczach pojawiły się iskierki niepokoju, po chwili się zreflektował.
- Ferro – powiedział i ukrył twarz w dłoniach, po czym kilka razy ją potarł. – Jesteś prawnikiem z wykształcenia, prawda?
- Adwokatem – uściśliła nie spoglądając na niego.
Mężczyzna przez chwilę odpłynął pogrążony we myślach i przyglądał się czubkom swoich eleganckich butów. Ludmiła spojrzała na niego kątem oka, zastanawiając się o co chodzi.
- Potrzebuję twojej pomocy – powiedział nagle spoglądając na nią. Chciał złapać kontakt wzrokowy, lecz ona go unikała. – Potrzebuję prawnika, a nikt nie chce stanąć w mojej obronie.
Ludmiłaprychnęła pogardliwie.
- Dziwisz się? Przez tyle lat byłeś bezwzględnym chamem wielką gwiazda która miała w pogardzie wszystkich, więc to raczej naturalne, że teraz, gdy potrzebujesz pomocy, nikt ci jej udzieli. Może ludzie mają powody, by ci nie pomagać, co? Dlaczego więc ja miałabym to zrobić? – dodała butnie, wstała i spojrzała mu w oczy, czego od razu pożałowała.
Czekoladowo-miodowe tęczówki, w których utonęła były całkowicie puste. Nie wyrażały żadnych ciepłych emocji – widać w nich było smutek i rozpacz. Lu pożałowała słów, które wypowiedziała: musiały mu zadać ogromny ból, co było łatwo zauważalne tych cudownych oczach.
- Zabiorą mi go – wyszeptał tak cicho, że, pomimo bliskiej odległości, Ludmił ledwo go usłyszała. – Jeżeli mi nie pomożesz, to zabiorą mi dziecko – po chwili dodał nieco głośniej.
Dziewczyna spojrzała na pasquarelliego przerażona. Po chwili usiadła zastanawiając się nad wszystkim, co wydarzyło się ostatnio. Powoli zaczęła łączyć ze sobą wszystkie fakty.
Czy to możliwe, że dziadkowie Ruggero tak bardzo chcą zemścić się na Federico za śmierć ich córki i odbierają mu jego własne dziecko? Odkąd pojawiła się w rezydencji zauważyła, że między Pasquarellim a Navarami istniał jakiś konflikt. Nie sądziła jednak, że dziadkowie, chcąc odebrać prawa rodzicielskie brunetowi, złożą sprawę do sądu. Z zażenowaniem stwierdziła, że coraz częściej myśli o Pasquarelllim nie jako „Pasquarelli”, ale właśnie jako „Federico”. I nie potrafiła wytłumaczyć faktu, dlaczego to zaczęło się jej podobać.
Pasquarelli przyglądał jej się z zaciśniętymi ustami tak, jakby od niej zależało jego dalsze życie. Bo tak, w istocie, było i Ludmiła zdawała sobie z tego sprawę.
- Fede – wyszeptała rumieniąc się jednocześnie – kto jest po stronie twoich teściów?
Nie sądziła, że Pasquarelli mógłby zblednąć, a jednak to zrobił: był biały jak ściana.
- Dorian Naidrok – powiedział odwracając od niej wzrok.
Ludmiła Ferro zamknęła oczy chowając twarz w dłoniach.
Dorian Naidrok.
Znała go doskonale. Idealista, perfekcjonista. Wygrywa każdą sprawę. Nikt nie może się z nim równać...
Przed jej oczami stanął obraz Federico bawiącego się na podwórku z Ruggusiem. Kiedy Pasquarelli miał wolne od pracy, często tak robili. Nawet gdy był zmęczony znalazł chwilkę dla swojego dziecka. Jeżeli nie zgodziłaby się mu pomóc, to popełniłaby największy błąd. Złamałaby serce nie tylko dziecku, również ojcu.
Wstała z fotela, na który nieświadomie opadła, po czym, chodząc po pomieszczeniu, zaczęła intensywnie rozmyślać.
Jeżeli się nie podejmę tego, to odbiorą Fede dziecko. Jak jednak zgodzę się, to i tak odbiorą mu dziecko, z tą różnicą, że późniejszym czasie. Dodatkowo, po przegranej  rozprawie z pewnością trafię do szpitala, bo znając Doriana będzie próbował wykończyć nie Federico, lecz mnie - psychicznie. Zawsze to robił, więc, z pewnością, będzie tak i tym razem. Dodatkowo jeśli dowie się, że mam własne problemy i zacznie wyciągać te argumenty przeciwko mnie... Jeżeli też weźmie na świadka Lisę... Na Boga...
Przystanęła, by spojrzeć na Pasquarelliego. Decyzja była natychmiastowa.
- Wiesz, że nie będzie łatwo? – zapytała, nie pozbawiając go nadziei.
- Ferro, jeżeli jest ktoś, kto może wygrać rozprawę z Naidrokiem, to tą osobą jesteś właśnie ty – jego to był grobowy.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Naidrok będzie wiedział wszystko – zaczęła po chwili. – Będzie wiedział o wszystkich twoich przelotnych romansach przed ślubem z Leną, jeśli takowe były, to i o tych, które trwały w trakcie waszego małżeństwa – chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu na to. – Mimo, że Naidrok sam jest młody, to doskonale zna świat i prawo panujące w świecie. Jeżeli twoim teściom bardzo zależy na tym, by odebrać ci dziecko, to musisz się przygotować na to, że będą wiedzieli o tobie wszystko. Musisz być odporny na ich zarzuty.
Przez chwilę stali w ciszy.
- Czyli zgadzasz się? – zapytał drżącym głosem.
- Tak, Pasquarelli. Pomogę wam.



- Tato, dlaczego nie mogę się pobawić się z Ludmiłą? – zapytał kilka tygodni później Ruggero, kiedy był na spacerze z ojcem.
Federico spojrzał na syna z bólem w oczach. Pierwsza rozprawa poszła nie tak. Czuł to, ale Ludmiła nie pozwoliła mu tego wypowiadać na głos. Robiła wszystko, by kolejna poszła po ich myśli.
Mężczyzna uśmiechnął się na samą myśl o kobiecie. Od kiedy obiecała pomóc między nimi nawiązała się nić sympatii. Spędzali ze sobą coraz więcej czasu – głównie dlatego, by przedyskutować jego wyskoki z przeszłości, ale nie kłócili się, co było niemalże cudem. Ludmiła nie raz prosiła by mogła chwilę pobyć ze Ruggusiem, ale mężczyzna zgrabnie podawał jej tabletki nasenne, dzięki których zasypiała. Gdyby nie on, to z pewnością w ogóle by nie spała.
- Widzisz synku – zaczął Federico – Ludmiła teraz ciężko pracuje i mi pomaga. Jest bardzo zmęczona, dlatego musi się wyspać. Ona naprawdę chciałaby się z tobą pobawić, ale musimy też dbać o jej zdrowie. Chyba nie chcemy, by była przez nas chora, prawda?
- Ale nic jej nie będzie? – zapytał zmartwionym głosem chłopiec.
- Nie.
Przez chwilę szli w ciszy trzymając się za ręce. Po chwili Fede zapytał synka:
- A co myślisz o tym, by zrobić Ludmile niespodziankę i zabrać ją na wycieczkę?
- Pojedziemy na wycieczkę? – zapytał chłopiec z błyszczącymi oczami.
- Pojedziemy nad morze do Francji i zabierzemy Ludmiłę. Trochę odpocznie i spędzi z tobą trochę czasu.
- A ty? – zapytał blondynek.
Federico zmarszczył brwi nie wiedząc o co chodzi synkowi.
- A ty nie spędzisz z nią trochę czasu? – zapytał wystawiając rączki, by go podniósł. Pasquarelli natychmiast to zrobił jednocześnie odwracając spojrzenie od równie czekoladowych oczu, co jego.
Przez chwilę stali wpatrując się w okno, przez które dostrzegli Ludmiłę. Siedziała na łóżku, z założonymi okularami przewracając co chwilę jakieś kartki, notowała zawzięcie.
Federico nie chciał, nawet przed sobą, przyznać, że syn zawstydził go pytaniem o nią. Od jakiegoś czasu przyłapywał siebie na tym, że myśli o tej młodej kobiecie: w biurze zastanawiał się nad tym, co robi, będąc w delegacji rozmyślał, czy położyła się spać o odpowiedniej godzinie, a kiedy był w domu to często miał ochotę iść do jej pokoju, by chociaż na chwilkę na nią popatrzeć.
O nie! W mniemaniu Federic'a Pasquarelli'ego to nie było normalne!
- Tato, możemy wracać? – zapytał chłopiec sennym głosem przytulając się do mężczyzny.
- Tak, synku.
Kiedy weszli do domu mały już spał. Federico zaniósł go do łóżka, wcześniej przebierając w piżamkę. Po chwili zgasił światło i stanął we framudze drzwi przyglądając mu się z lekkim uśmiechem. Był tak bardzo do niego podobny, a tak bardzo różnili się charakterami. Chociaż, w głębi serca Fede wiedział, że był tak samo wrażliwy i pragnący miłości jak jego syn. Po prostu miał zły okres...
Gwałtownie się odwrócił, kiedy ktoś dotknął jego ramienia. Przed sobą zobaczył Babcię.
- Już położyłeś go spać? – zapytała.
- Tak. Zasnął mi na rękach, jak byliśmy na podwórku.
- Tęskni za Ludką – powiedziała po chwili Babcia przyglądając się chłopcu.
- Ona za nim też – odpowiedział. Po czym spojrzał na Babcię. – Nie wie, Babcia, czy jeszcze siedzi nad tym kodeksem?
- Sprawdź, Federico. Może jeszcze nie padła ze zmęczenia.
Mężczyzna wziął kubek gorącej herbaty, do której dolał
tabletki nasenne. Kiedy stanął pod drzwiami jej pokoju poprawił koszulę, przeczesał palcami włosy, po czym zaczął nasłuchiwać.
Cisza.
Zapukał do drzwi.
Cisza.
Otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Z lękiem stwierdził, że Ludmiły tam nie było.



Przepraszam kochani, że długo nic nie było ale wiecie szkoła. Jest wyścig szczurów a ja chciałabym poprawić oceny. Od dzisiaj posty będą pojawiać się regularnie (daty kolejnych rozdziałów będą wypisane). Dziękuje, że ze mną jesteście :D <3 Kocham...

niedziela, 17 maja 2015

Walcząc o Miłość: 10








    - Cholera... Kurwa mać! – syknął Federico Pasquarelli próbując zetrzeć ze spodni rozlany atrament, który strącił odkładając list. Gorzej już być nie mogło.
    - Co się dzieje? – usłyszał pytane Babci, a jej głowa pojawiła się zza lekko uchylonymi drzwiami.
    - Nic – odpowiedział, próbując przybrać obojętny ton. – Rozlał mi się atrament na spodnie i...
    - I próbuje go pan zetrzeć chusteczką, zamiast rzucić do brudów? – zapytała mrużąc oczy. Federico doskonale znał ten wzrok – nie wróżył on nic dobrego.
    Babcia rozejrzała się po gabinecie, co wyglądało tak, jakby się bała , że znajdzie Lisę w tym pomieszczeniu. Od kiedy owa kobieta wprowadziła się do rezydencji, Babcia unikała jej jak tylko mogła. Federico wiedział, że nie przypadły sobie do gustu. Zresztą, Lisa nikomu nie przypadła do gustu, ba, ona nawet nie starała się o zdobycie sympatii wśród jego „personelu”, który był traktowany jak rodzina. Mimo, iż nie jadali ze sobą posiłków i nie bratali się ze sobą, Pasquarelli każdego szanował i darzył zaufaniem. Nawet Ferro, która sprawiła, że jego ukochany synek wreszcie zaczął być normalnym dzieckiem. Dzieckiem nie przejmującym się tym, iż jego ojciec nie potrafi poukładać własnego życia.
    Pani Spencer usiadła w bujanym fotelu sprowadzonym specjalnie dla niej.
    - Co się stało, Federico? – zapytała ciepłym babcinym głosem, który nadal wzruszał mężczyznę pomimo tego, że znali się już wiele lat. Była dla niego jak prawdziwa babcia: darzyła go bezgraniczną miłością mimo, że tak naprawdę byli dla siebie całkowicie obcy. Fede nigdy nie usłyszał od swoich babć (które do dzisiaj mają z nim słaby kontakt) tyle miłości w głosie, którą na każdym kroku Babcia wyrażała. Traktowała Federico jak własnego wnuka.
    Brązowo włosy mężczyzna podał kobiecie list, a następnie wziął do ręki drugie spodnie i poszedł się przebrać. Oczekiwał na reakcję Babci wpatrując się w dokumenty, które miał rozłożone na swoim biurku. Nie musiał czekać długo.
    - Ależ Federico! – wykrzyknęła przerażona Babcia. – To znaczy, że... że...
    - Tak, to znaczy, że Lisa niepotrzebnie mieszka z nami od pół roku – wyszeptał mężczyzna spoglądając swojej rozmówczyni w oczy. Przez chwilę przyglądali się sobie w ciszy, każdy był pogrążony we własnych myślach. Federico gwałtownie wstał, wywracając plik kartek, i zaczął chodzić w tą i z powrotem po gabinecie. Babcia przyglądała mu się przestraszona.
    - Nie przeżyję jeśli odbiorą mi Ruggusia – powiedział zachrypniętym głosem sprawiając, iż po plecach Babci przeszły dreszcze.
    - Federico, nie zabiorą ci syna, jestem tego... – zaczęła drżącym głosem.
    - Pewna? – zapytał łamiącym się głosem. – Czy Babcia nie rozumie? Navvarovie mają asa w rękawie. Lena dała im całkowite prawo do opieki nad Ruggero, jeśli w przeciągu pięciu lat znajdę sobie żonę, która będzie odpowiednią dla niego matką, albo wyjdę za Naty! Termin się zbliża, a ja nie zamierzam żenić się z Lisą! Przecież ona go nie kocha! Raczej nienawidzi... – wyszeptał, po raz pierwszy wymawiając swoje myśli na głos. – Navvaro mają dobrego prawnika. Widziała Babcia? Wynajęli do tej sprawy samego Doriana Naidroka. Jeśli znajdzie na mnie jakiegoś haka lub informację, która ukaże mnie w złym świetle jako ojca, to przegram. Ten facet jest bezwzględny, cyniczny... Nie liczy się z ludzkimi uczuciami, zależy mu tylko na pieniądzach. Dla nich zrobi wszystko, właśnie dlatego jest najlepszy. Gdzie ja znajdę prawnika, który z nim wygra?
    - Federico, uspokój się. – powiedziała Babcia ostrym tonem, który przywołał mężczyznę do porządku. – Nie panikujmy zawczasu, tylko pomyślmy nad tym, czy ten cały Nadrok...
    - Naidrok – poprawił automatycznie Fede.
    - Jeden Bóg wie, jak on się tam nazywa – mruknęła staruszka. – Więc, pomyślmy czy on może znaleźć na ciebie coś, co będzie świadczyło na twoją niekorzyść.
    Federico spojrzał na Babcie wymownie.
    - No tak... – powiedziała starsza pani. – Ale przecież zatrudniłeś Ludmiłę jako... – urwała nagle, jakby coś ją olśniło. – No właśnie! – zawołała klaskając w dłonie.
    - Co Babcię znowu naszło? – zapytał Fede nie rozumiejąc zachowania Babci.
    - Poczekajmy aż Ludmiła wróci do domu – odpowiedziała szybko. – Przecież ona jest z wykształcenia adwokatem. Może coś nam doradzi?
    Federico spojrzał na staruszkę z niedowierzaniem.
    - Gdzie ona jest? – zapytał tonem pozbawionym emocji.
    Kobieta zamyśliła się.
    - Wspominała coś, że ma jakąś sprawę do załatwienia w banku. Ale chyba nie chodziło jej o Brreuta, w końcu mogłaby się wtedy skontaktować...
    - Nie, to nie chodzi o Brreuta – odpowiedział Fede delikatnie się uśmiechając. – To chodzi o  Bank Barclays.
    Staruszka spojrzała na niego podejrzliwie.
    - A skąd ty to wiesz? Przecież ze sobą nie rozmawiacie.
    Federico nieco się zmieszał widząc przeszywający wzrok kobiety, lecz natychmiast się opanował.
    - Miałem niedawno tam pewną sprawę i widziałem Ferro. O coś się kłóciła – skłamał lekko, co przyszło mu z łatwością. Za nic w świecie nikt nie mógł się dowiedzieć, po co był w tym banku.
    - A co ty tam robiłeś?
    Och, nie, pomyślał mężczyzna, po czym wybuchnął śmiechem.
    - To tajemnica.



    Ludmiła Ferro weszła do rezydencji, a już od progu słyszała krzyki Lisy. Nie rozumiała, jak Pasquarelli wytrzymuje z nią i nic z tym nie robi, w końcu w domu jest małe dziecko, które nie powinno wysłuchiwać codziennych krzyków. Mimo przyzwyczajenia do tych wrzasków, Ludmiła nie mogła normalnie na nie reagować. Sprawiało to, że czuła się niepewna wszystkiego, co robiła. Jeżeli miała szczerze przyznać, to bała się, że Lisa za wszelką cenę chce się jej pozbyć.
    Blondwłosa nie wiedziała, iż, w tej kwestii, miała zupełną rację – Lisa już od pierwszego dnia wywierała na Federico presję. A teraz pewnie dopięła swego, pomyślała Ludmiła wchodząc do salonu.
    Fede stał oparty o komodę, tyłem do drzwi, w których przystanęła blondynka, zaś Lisa siedziała zapłakana na sofie. Ludmiła natychmiast wyszła – to nie była jej sprawa. Wiedziała, że nie powinna się wtrącać w sprawy kochanków. Przeszła do holu, by po chwili oprzeć się o ścianę i móc odetchnąć. Zdawało jej się, że musiało stać się coś ważnego, skoro Lisa płacze.
    A może jest w ciąży?, pomyślała. Przecież to możliwe. Lisa, mimo wszystko, nie wygląda na kobietę, która chciałaby zostać matką. Wystarczy spojrzeć na jej stosunek do Ruggero. Ludmiła nie mogła zrozumieć dlaczego na myśl o tym, iż kobieta jest w ciąży, poczuła smutek.
    Jaki on jest przystojny, usłyszała w swojej głowie myśl.
    - Ludmiło Ferro, przesadzasz – warknęła do siebie, po czym poszła do kuchni, w której zastała, zawzięcie rozmawiające, Annę i Joannę.
    - Cześć – powiedziała blondwłosa do dziewczyn. – Mogę jakoś pomóc? Od kiedy Ruggero jest u dziadków nie mam nic do roboty.
    Dziewczęta uśmiechnęły się do niej szeroko.
    - Jasne! – zawołała Joanna. – Jak chcesz, to pokrój cebulę w kostkę i podsmaż na tamtej patelni.
    - Dobrze – odpowiedziała Ludmiła, po czym poszła umyć ręce przed zabraniem się do pracy.
    - I co ona wtedy zrobiła? – Joanna kontynuowała rozmowę.
    - Zaczęła krzyczeć, zwymyślać go od różnych kretynów i inne podobne rzeczy – Ludmiła zaczęła uważnie słuchać dialogu sióstr. – Babcia powiedziała, że nie będzie tego wysłuchiwać i wyszła ze Stanem, a Evan nagle sobie przypomniał, że musi odebrać jakąś ważną przesyłkę dla pana Pasquarelliego. Tak więc zostali sami – odpowiedziała dziewczyna żywo gestykulując i wymachując nożem.
    - Myślisz, że mu odpuści? – zapytała Joanna mieszając w garnku. – W końcu...
    - Ja myślę, że oni się rozstaną – powiedziała pewnym głosem Anna. – Nie widzisz, jaki on jest nią zmęczony? Poświęca się dla tego chłopca, rezygnuje z własnego życia, a teraz kiedy okazuje się, że bycie z Lisą wpływa mu na niekorzyść, to z pewnością się rozstaną.
    Luśka o mało co nie przypaliła cebuli słysząc to, co powiedziała Anna. Szybko zgasiła ogień.
    - Co z tą cebula? – zapytała.
    - Poczekaj – Joanna wzięła od niej patelnię i dodała cebulę do farszu z ziemniaków. – Wymieszaj to i dopraw.
    - A co to jest? – zapytała Ludmiła unosząc brwi ze zdziwienia.
    - Farsz na pierogi – powiedziała Anna śmiejąc się. – Babcia dostała ten przepis od swojej znajomej i kazała nam je zrobić. Dodaj pieprz, sól i jakieś przyprawy, tylko nie curry i chilli!
    - Dobra.
    Anna i Joanna dalej postanowiły ciągnąc dyskusję na temat Fede i Lisy.
    - Lisa w ostatnim czasie zaczęła wspominać panu Pasquarelli o ślubie – zaczęła Anna.
    - Tak, wiem. Babcia mi mówiła – odpowiedziała Joanna. – Zresztą Evan słyszał jedną z ich kłótni na ten temat. Pan Pasquarelli powiedział, że weźmie ślub jeśli ona zgodzi się podpisać intercyzę, a wiesz przecież, że jest z nim tylko dla pieniędzy.
    Anna westchnęła.
    - Tak... To jest takie smutne, że on marnuje swoje życie dla takiej kobiety. Mam nadzieję, że wreszcie odejdzie od niego.
    - Jak weszłam do salonu sprawdzić, co się dzieje, to panna Miller płakała – wtrąciłaLudmiła niby od niechcenia dodając trochę pieprzu do farszu.
    Joanna spojrzała na Ludmiłę ze zdziwieniem.
    - To ona umie płakać? – zapytała unosząc brwi. – Myślałam, że z niej to taka bezwzględna i bezuczuciowa...
    - Widocznie się myliłyśmy – wpadła jej w słowo Anna, wiedząc, co siostra chce powiedzieć. – Ale dla pieniędzy to chyba każdy umie się popłakać...
    - A o co, tak w ogóle, poszło? – zapytała Ludmiła mieszając farsz.
    Odpowiedziała jej Anna.
    - O Ruggero. Słyszałyśmy, jak Lisa domagała się, by wysłać go do Foxstone.
    Ludmiła spojrzała na nią z zaciekawieniem.
    - Co to jest Foxstone?
    - To takie niby przedszkole, które przygotowuje dzieci , tych bogatych, rzecz jasna, do nauki w Wyzszej szkole. Pan Pasquarelli dostał szału, kiedy usłyszał o tym pomyśle. Byłyśmy pewne, że ze złości coś sobie zrobi. Dobrze, Ludmiło. W sam raz – dodała Joanna widząc zrobiony farsz.
    Nagle do kuchni wszedł Evan, który z niechęcią spojrzał na Ludmiłę.
    - Właśnie pożegnaliśmy pannę Miller – powiedział do nich patrząc na Joannę. – Pan Pasquarelli chce z tobą rozmawiać, Ludmiło – dodał, po czym wyszedł z kuchni.

    Jak on mi czasem przypomina Gregoria, pomyślała Ludmiła wychodząc z kuchni.

piątek, 15 maja 2015

Miniaturka: Dzień który zmienił moje 

Życie





Miniaturka stworzona dla Blanche za wygranie konkursu. Rozdział pojawi się jutro a ja tymczasem mogę zapowiedzieć, iż niedługo pojawi się mowy konkurs.


Otworzyłam oczy. Po prawej stronie na metalowej szafce stały kwiaty, kartki i słodycze. Spojrzałam w lewo i ujrzałam białą zasłonę. Było mi bardzo niewygodnie. Próbowałam podnieść się na łokciach, ale nie byłam w stanie. Ciało mnie bolało, czułam, że jestem poobijana, a do tego głowa pulsowała jak szalona. Wszystko wskazywało na to że jestem w sali szpitalnej. I tak też było. Niestety nie wiedziałam z jakiego powodu się tu znalazłam. Za drugim razem udało mi się podnieść. Rozglądałam się, ale nikogo tu nie było. Po chwili usłyszałam kroki i drzwi do sali otworzyły się.
- Obudziła się!- krzyknęła Naty i już po chwili znaleźli się przy mnie Maxi, Naty, Leon, Marco i Fran - Lu tak strasznie się martwiłam - Hiszpanka wycałowała mnie, zresztą tak jak wszyscy.
- Też się cieszę, że was widzę. A tak właściwie to co się stało? - zapytałam, a zamiast odpowiedzi zobaczyłam zdziwione spojrzenia przyjaciół. Po minucie odezwał sięMarco.
- Myśleliśmy że to ty nam powiesz. 
-Powiesz ? Ale o czym? - w mojej głowie była wielka pustka - Ja.. ja.. ja.. nic nie pamiętam - tą odpowiedzią bardzo wszystkich zszokowałam. 
- Ależ proszę się nie martwić. To normalne po wypadku - Angie weszła do sali i kazała zrobić sobie miejsce.
- O jakim wypadku mówisz? - Zapytałam gdy ona szykowała dawki leków, które miałam zażyć.
- Och.. nic wielkiego. Miałaś lekki wstrząs mózgu.
Wstrząs mózgu? Jakim cudem? W mojej głowie rodziły się następne pytania.
- A od ilu dni tu jestem? -Zapytałam nie ukrywając mojego niezadowolenia.
- O nic się nie martw, kochanie. Zostałaś znaleziona w piątek wieczorem. Aktualnie mamy niedzielę a dokładnie - spojrzała na zegarek - piętnastą czterdzieści sześć. A teraz proszę weź te leki i syropy - były strasznie gorzkie i duże.
     Uff... Jak dobrze, że nie zawaliłam nauki. Leżąc tu 48 godzin mogłam narobić sobie sporych zaległości. Niestety miałam większe powody do zmartwień. Nadal nie wiedziałam, co wydarzyło się w piątek wieczorem. Nie ma nic gorszego niż niewiedza. Próbowałam się czegoś dowiedzieć od Maxiego, ale on twierdził, że poszłam do biblioteki i długo nie wracałam. W związku z tym wysłał po mnie Leona, ale mnie już tam nie było. Dużo się dowiedziałam... Angie po zbadaniu mnie zostawiła nas samych. Zanim wyszła powiedziała, że muszę zostać jeszcze parę dni na obserwacji i za tydzień mogę stąd wyjść.
      Fran posiedziała jeszcze trochę i musiała się zbierać, ponieważ nie napisała jeszcze nowej piosenki. Marco zaoferował jej pomoc, więc poszli razem. Natomiast Naty, Leon i Maxi siedzieli za mną do samego wieczora. Opowiadali mi co działo się podczas mojej nieobecności. Nic ciekawego. Violetta zerwała z Diego, jakiś chłopak powiedział, że Gregorio jest słabym nauczycielem za co został wywalony z lekcji. Naty i Maxi byli zadowoleni, że powoli wracam do siebie, natomiast Leon był jakiś przygaszony. Pewnie napędziłam mu dużo strachu. Swoją drogą, też bym się martwiła o niego gdyby przez dwa dni był nieprzytomny. Pomimo zmęczenia i osłabienia w nocy nie mogłam spać. Wierciłam się i przewracałam z boku na bok. Cały czas myślałam o wypadku. Jak mogło do niego dojść?  
   ***
   Tak jak mówiła Angie, po tygodniu opuściłam „Pielęgniarkę”. Czułam się dobrze, miałam tylko kilka drobnych zadrapań. Wszystko było w porządku oprócz jednego - straciłam pamięć. Pamiętałam wszystko z przed i po wypadku, ale nie wiedziałam jak do niego doszło. To było okropne. Ludzie wypytywali ,,co się stało?”, ja natomiast nie wiedziałam. Wiem, że nie powinnam, ale zmyśliłam historyjkę, w której potknęłam się na schodach i walnęłam w nie głową. Miałam dosyć tych wszystkich wścibskich i nachalnych ludzi. 
   Bardzo się cieszyłam, że z powrotem wróciłam na lekcje. Jeżeli chodzi o zaległości, to szybko je zadrobiłam, a nawet wyprzedziłam materiał. Moi przyjaciele wspierali i troszczyli się o mnie. Leon stał się nadzwyczaj opiekuńczy i troskliwy, co było do niego niepodobne. Szczerze mówiąc byłam zaskoczona, ale szybko się przyzwyczaiłam. Naty obwiniała się, że ten cały wypadek był z jej winy, ponieważ ostatnio poświęcała mi mało czasu. Cóż się dziwić, skoro Maxi nie odstępował jej na krok. Oni nie widzieli nic złego w publicznym okazywaniu sobie uczuć, w przeciwieństwie do mnie. Niestety Leon nie zgadzał się ze mną. Chciał abyśmy tak jak inne pary chodzili za rączki, przytulali i całowali się po kątach. Uważałam, że nie trzeba było odstawiać tego całego przedstawienia. Wystarczyła mi wiedza, że Leoś mnie kocha. Ale moje zdanie najwidoczniej się nie liczy.
***
    Minęły dwa tygodnie, a ja czułam się świetnie. Pamięci jak dotąd nie odzyskałam, ale już się tak tym nie przejmowałam. Najwidoczniej nie było to nic ważnego. Stało się, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Czasami słyszałam jakieś głosy. Martwiło mnie to, ale uznałam, że jestem przemęczona i muszę odpocząć, dlatego wcześniej się położyłam. Była druga w nocy jak obudził mnie mój własny krzyk. Szybko się podniosłam, ale dziewczyny nadal spały. Wszystko wskazywało na to, że tylko ja go słyszałam. Byłam cała mokra, tak jakbym biegła w maratonie lub wyszła spod prysznica. Rzecz w tym, że biegłam, ale nie w maratonie. Nie chciałam budzić koleżanek z pokoju, dlatego wzięłam szlafrok i zeszłam do salonu. Na dole nikogo nie było, palił się jedynie ogień w kominku. Usiadłam w fotelu i słuchałam, jak krople deszczu bębnią w szybkę. Próbowałam sobie to wszystko przeanalizować. Nie wiedziałam czy to był zwykły sen, czy przypomnienie z tamtego wieczoru. To było zbyt realistyczne na sen,chociaż widziałam wszystko jak przez mgłę. Biegłam gdzieś, a raczej uciekałam. Musiało być późno bo korytarze były puste. Najprawdopodobniej ktoś mnie gonił, bo co chwila obracałam się za sobie. Nie miałam celu, wbiegałam po kolejnych schodach na górę. Nie miałam już siły dlatego skręciłam w korytarz. Biegłam przed siebie, aż natrafiłam na ślepy zaułek. Na tym się skończyło,sen mi się urwał i obudził mnie krzyk. Nie wiem ile siedziałam w salonie, ale na dworze zaczęło świtać. W pewnym momencie głowa osunęła mi się na oparcie fotela i zasnęłam. Obudziłam się w swoim łóżku przytulona do poduszki.
        Skąd się tu wzięłam? Nie wiedziałam, ale byłam temu komuś bardzo wdzięczna.
     Na śniadanie nie poszłam, nie miałam apetytu. Na lekcjach byłam nieprzytomna, wręcz nieobecna. Nie mogłam się na niczym skupić. Cały dzień myślałam o tym śnie, jeżeli można to tak nazwać. Chciałam o wszystkim opowiedzieć Naty, ale sama nie wiedziałam czy to zdarzyło się naprawdę. A nawet jeżeli, to nie mogłam. Przecież potknęłam się na schodach. Bardzo żałowałam, że zmyśliłam tą całą historyjkę, ale było już za późno, żeby to odkręcić. Gdy po kolacji wróciłam do pokoju przeanalizowałam sobie po raz kolejny ten sen. Próbowałam przypomnieć sobie korytarze, którymi uciekałam, ale nic z tego. Wszystko było, tak niewyraźne, że aż sama się dziwiłam, że coś zobaczyłam. Jeszcze jedno - głos. Był taki znajomy. Nie wiedziałam co mówił, ale wyraźnie go słyszałam. A jeżeli zwariowałam i wyobrażałam sobie rzeczy, które nigdy nie miały miejsca? Jedynym ratunkiem będzie oddział zamknięty w Szpitalu Psychiatrycznym. Albo.... pójście tam, gdzie to wszystko się zaczęło.
      Tak jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Poszłam do biblioteki. Z tego co pamiętam chciałam dowiedzieć się coś o wielkich muzykach XIX - XXw. Stanęłam przy danym regale i zaczęłam się rozglądać. Niczego nie zauważyłam, żadnych śladów, kompletnie nic. Zaczęłam przeglądać książki. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś jest w pobliżu,ale w bibliotece była tylko Gery i kilka dziewczyn. Wokół mnie nikogo nie było,więc wróciłam do książek. Nagle czyjaś dłoń znalazła się na mojej tali, sunęła w dół, aż zatrzymała się na pośladku. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Szybko się obróciłam, ale nikogo za mną nie było. Byłam przerażona. Wyobraziłam to sobie? A może to stało się naprawdę? Nic już nie wiedziałam. Wzięłam pierwszą lepszą książkę i w pośpiechu opuściłam bibliotekę.
***
     Nie wiem co się ze mną działo. Ostatnio wszyscy mnie drażnili i wkurzali. Na niczym nie potrafiłam się skupić, a nawet najdrobniejsza rzecz, najdrobniejszy gest mnie irytował. Chciałam być sama. Tylko ja i moje myśli. Wszystko stało się jasne.... ktoś próbował mnie skrzywdzić. Wydarzenia z tamtego dnia śniły mi się co noc. Każdej nocy przeglądałam książki w bibliotece, czułam dłonie na moim ciele, uciekałam korytarzami i wpadałam w ślepą uliczkę. Następnie słyszałam wyzwiska, które odbijały się od ścian i cień postaci stojącej nade mną, a na koniec wielka ciemna plama.
    Nie miałam z nikim kontaktu. Odsunęłam się od przyjaciół. Nie potrafiłam z nimi rozmawiać. Wolałam być sam na sam z moimi problemami. Chciałam wiedzieć kto tak bardzo pragnął zrobić mi krzywdę.        Wszystko zmieniło się po lekcji śpiewu. Wykład trwał już 10 minut. Angie oddała piosenki, które pisaliśmy w zeszłym tygodniu. Nagle drzwi do sali otworzyły się i stanął w nich Federico Pasquarelli. Przeprosił za spóźnienie i zajął swoje miejsce, nie odrywając ode mnie oczu. Próbowałam go zignorować, ale jego spojrzenie strasznie mnie rozpraszało. Widziałam go po raz pierwszy od czasu gdy wyszłam ze szkolnego szpitala i coś zaczęło mi świtać. Cała scena z TEGO wieczoru przeleciała mi przed oczami. Osoba, która nade mną stała to Pasquarelli. Zakręciło mi się w głowie i zrobiło ciemno przed oczami. Nauczycielka musiała to zauważyć, ponieważ pozwoliła mi wyjść do łazienki. Wybiegłam z sali jak poparzona. Stanęłam nad umywalką i przemyłam twarz zimną wodą. Spojrzałam w lustro i pisnęłam. Ujrzałam za mną znienawidzonego bruneta. Jeszcze raz przemyłam twarz, ale on nadal tam stał.
- To byłeś ty! - wrzasnęłam tak głośno, że pewnie usłyszała to cała szkoła. Nie ważne. To nie było teraz moim problemem.
- O czym mówisz? - zapytał powoli zbliżając się do mnie.
- Nie podchodź!!!! - W mojej głowie rodził się plan na jak najszybszą ucieczkę z tego miejsca.
  Wyciągnęłam książkę i wycelowałam ją prosto w jego głowę. Cała się trzęsłam, ale próbowałam wyglądać na opanowaną.
- Wtedy w bibliotece. To ty mnie goniłeś! To ty próbowałeś mnie skrzywdzić! To ty się nade mną znęcałeś! To ty popchnąłeś mnie na tą cholerną ścianę i straciłam przytomność! TO BYŁEŚ TY!
  Sama zdziwiłam się swoją postawą. Byłam pewna siebie, ale nie pewna tego co mówię. Natomiast on.... W jego oczach mieszał się smutek, gniew, nienawiść i rozczarowanie.
- Zgadza się. To byłem ja.- Wiedziałam! Wiedziałam! Ja to po prostu wiedziałam!
   Nawet nie zastanawiając się skierowałam książkę na ścianę, o którą opierał się Pasquarelli i z mojej dłoni wystrzeliło opasłe tomisko. Kafelki zaczęły spadać i przygniatać bruneta. Nie wiem jakim cudem wygrzebał się spod sterty pyłu i połamanych płytek. Cała łazienka była zakurzona. Próbowałam wcelować w coś jeszcze żeby go przygniotło, ale trafiłam w niego. Oberwał całą torbą która była potwornie ciężka . Wleciał w kabinę przy okazji rozwalając ją. Leżał w kałuży wody, a krew spływała mu z czoła. Na Boga co ja zrobiłam? Czy on żyje?   Nie podeszłam do niego, uciekłam. Nie było mnie stać na nic więcej.
      Nie wróciłam już na lekcje, poszłam na dach i siedziałam tam do późnego wieczoru. Dlaczego to zrobiłam? Co się się ze mną działo? Przestałam nad sobą panować. Jestem nieobliczalna. Kiedyś nie skrzywdziłabym muchy, a co dopiero człowieka. Teraz było mi wszystko jedno. Próbowałam jakoś to sobie wytłumaczyć i po pewnym czasie znalazłam odpowiedź - zasłużył sobie na to!
     
     Następnego dnia wstałam wcześniej po i tak nieprzespanej nocy i zeszłam na śniadanie. W stołówce były pustki, wszyscy jeszcze spali. Wszyscy oprócz Federico. Siedział przy stole naprzeciw mojego i jadł tosty z dżemem. Ewidentnie unikał mojego spojrzenia. Miał zabandażowaną głowę i szramę na policzku. Było mi go żal. Miałam wyrzuty sumienia, ale starałam się o tym nie myśleć. Zabrałam się za jedzenie jajecznicy. Gdy zobaczyłam jedzenie mój brzuch dał o sobie znać głośnym burknięciem. Nie dziwię się mu, w końcu nie byłam wczoraj na obiedzie i kolacji. 
    Coraz więcej osób schodziło na śniadanie. Leon wraz z Maxim dosiedli się do mnie. Zapytali mnie gdzie wczoraj zniknęłam, chociaż widziałam, że za bardzo ich to nie interesowało. Byli pochłonięci rozmową o występie, który miał się odbyć w przyszłą sobotę.
- Stary nie martw się wygramy to. Nie mają z nami szans - Leon zapewniał Maxi'ego nakładając na talerz tyle jedzenia ile się tylko dało - Ludmiło, gdzie wczoraj byłaś? Dziwnie się zachowujesz. Co się z tobą dzieje? - zapytał obejmując mnie.
- A co ma się dziać? Wszystko jest w porządku. Po prostu wczoraj źle się poczułam i zabolała mnie głowa.
- Dobra, nie musisz się tak unosić.
Dopiłam resztę soku pomarańczowego, po czym strąciłam rękę Meksykanina z mojego ramienia i skierowałam się do wyjścia. Na schodach czekała na mnie Angie.
- Ludmiło, Pablo chce z panią porozmawiać.
   Domyślałam się o czym. Szłam za Angie, a nogi się pode mną uginały. Cała się trzęsłam. Bo przecież co ja mu powiem, że rzuciłam Pasquarlliego w ścianę? Spanikowałam, ale na ucieczkę było za późno, drzwi otworzył się. Stwórco dopomóż, proszę. Pomyślałam sobie w duchu.
- Panno Ferro, miło panią widzieć - dyrektor wpuścił mnie do środka gabinetu.
   Przez siedem lat nic się tu nie zmieniło. Po środku stało biurko, tuż za nim regał, na którym spoczywała dokumentacja. Mnóstwo półek z książkami, portrety sław i wybitnych muzyków, drążek, na którym jak zwykle wisiały płaszcze, ekspres do kawy i .... zaraz zaraz.... Co tu robi Pasquarelli? No tak, przecież to on jest tutaj najbardziej poszkodowany.
- Proszę sobie usiąść. - wskazał mi krzesło obok chłopaka - Zapewne słyszała pani o zdarzeniu, które miało miejsce wczoraj wieczorem. W damskiej toalecie na trzecim piętrze dokonano niemałych zniszczeń. Akurat was dwoje nie było wtedy na lekcjach. Czy możecie mi to wytłumaczyć?
- To chyba oczywiste, że cała wina spada na pannę Ferro. Federico sam by się przecież nie okaleczył - do gabinetu wkroczył Gregorio.
- Ooo, Gregorio. Widzę, że dostałeś moją wiadomość - wtrącił się Pablo.
- Czy mam rację? - nauczyciel poczęstował mnie wzrokiem bazyliszka.
- Panie profesorze.... źle się poczułam, więc wyszłam ....
   Byłam bezradna. Nie wiedziałam co mam zrobić. Powiedzieć prawdę i wylecieć ze szkoły? A może skłamać i ratować swój tyłek? Dlaczego to akurat na mnie spadają wszystkie nieszczęścia? 
    W tym momencie odezwał się Federico.
- Ferro nie poszła do łazienki, skręciła korytarzem w prawo do swojego pokoju. To ja jestem odpowiedzialny za te wszystkie zniszczenia. Zrobiłem to, ponieważ dostałem kolejny list z prośbą o powrót do You Mixu, a Marotti zagroził mi, że jeszcze jedna odmowa a mogę pożegnać się z karierą. Zdenerwowałem się i miałem chęć zniszczenia czegoś, więc udałem się do damskiej łazienki. Ferro nie ma z tym nic wspólnego.
   Dlaczego to zrobił? Krył mnie. Nigdy bym nie pomyślała, że Federico Pasquarelli mój największy wróg wstawi się za mną.
- Federico czy to prawda? - dyrektor uważnie przyjrzał się brunetowi. Nie wyglądał jakby kłamał. Był bardzo wiarygodny, może dlatego Pablo we wszystko uwierzył.
- W takim razie panna Ferro jest wolna. Z tobą chciałbym jeszcze zamienić słówko.
Nie wierzyłam w to co słyszę. Pożegnałam się i jak najszybciej opuściłam gabinet dyrektora. Gdy schodziłam po schodach słyszałam zażalenia i protesty Gregori'a. Nie obchodziło mnie to, teraz chciałam znaleźć się w swoim pokoju. Dlaczego on to zrobił? To pytanie nie dawało mi spokoju. Pewnie chciał abym milczała

***

  Nadszedł dzień oczekiwany przez całą szkołę – występ klasa A kontra klasa A2 (sami chłopcy). W szkole od samego rana panował zamęt. Drużyna z Maxim na czele siedziała przed kominkiem na dywanie i po raz kolejny omawiała układ. Dziewczyny siedziały w pokojach i szykowały się. Paznokcie, fryzury, miniówki i wielkie dekolty. Po co to wszystko? Przecież to zwykły występ. Nie chciałam być gorsza, ale też nie chciałam wyglądać, jak co niektóre lafiryndy. Dlatego włosy ułożyłam w ładne loki, zrobiłam delikatny makijaż i założyłam dżinsy a do tego skórzaną kurtkę. Gdy Leon mnie zobaczył przyciągnął do siebie i pocałował. Czułam się niekomfortowo i to nie pierwszy raz. Trzymał mnie w ramionach i wpychał język do ust. Oderwałam się od niego i chciałam mu walnąć, ale powstrzymałam się. Za dwie godziny miał występ i nie powinien się denerwować, musiał być w formie. Obiecałam sobie, że porozmawiam z nim po tym jak już wygra ten cały show. 
   Wszyscy razem zeszliśmy na śniadanie. Cały personel rozmawiał o występie, nawet nauczyciele. Usiedliśmy do stołu, ale jakoś nie miałam apetytu. Bardzo bolała mnie głowa. W trakcie śniadania Pablo wstał i życzył wszystkim powodzenia. W mgnieniu oka ludzie rzucili się do drzwi. Chcieli zająć najlepsze miejsca. Wraz z Fran poszłyśmy dać chłopakom po buziaku na szczęście i zajęłyśmy miejsca na trybunach. Na scenę wyszli chłopaki w czerwonych i zielonych strojach. Kapitanowie uścisnęli sobie dłonie i usłyszeliśmy takty muzyki.
   Wstęp trwał już od ponad godziny, a wynik co chwilę ulegał zmianie. Walka była zacięta, zawodnicy szli łeb w łeb. W tym show nie było lepszych, obie drużyny tańczyły i śpiewały znakomicie. Nie można było doczepić się także kibiców, którzy dopingowali swoim faworytom. Na trybunach roiło się od szyldów, oklasków.
- Proszę państwa, a teraz występ finałowy Federico Pasquarelli!!!!!!! Leon Verdas poszedł w jego ślady i leci tuż za nim!!! A cóż to?
  Do jasnej cholery co on robi?
- Ała... to musiało boleć, proszę państwa......
   Nic więcej nie słyszałam. Stałam jak osłupiała i patrzałam jak Leon wleciał w Federico jednocześnie strącając go ze sceny. Zakręciło mi się w głowie i straciłam równowagę. W ostatnim momencie chwyciłam się barierki,aby nie upaść. Wszystko mi się przypomniało.

   Poczułam dłoń na moim pośladku a po chwili ktoś mnie objął. 
- Zostaw Leon, nie tutaj!
   Wyślizgnęłam się z jego objęć i sięgnęłam po wybraną książkę. 
- Ciii... wyluzuj- powiedział muskając palcami mój policzek i zbliżając usta do moich. Odwróciłam głowę. Jego gorący oddech palił mi skórę. 
- Nie chcę robić tego teraz
    Powiedziałam chrapliwie. Czy nikogo tutaj nie ma? Gdzie jest jakaś nauczycielka?
- Ty nigdy nie chcesz- wymamrotał z ustami przy mojej szyi.
- Może źle się do tego zabierasz....- powiedziałam mu coraz bardziej przerażonym głosem.
   Zaczął całować mnie bo obojczykach. 
- Przestań!
  Odepchnęłam go i wyszłam z biblioteki. Szedł tuż za mną. Bałam się jak cholera, było późno i korytarze były puste. Przyśpieszyłam, a za rogiem zaczęłam biec. Leon deptał mi po piętach. Nie miałam już siły, z ledwością pokonałam ostatnie schody i wślizgnęłam się na korytarz na ostatnie piętro. Biegłam przed siebie, ale co to? Nie nie nie!!!! Ślepy zaułek. Wszystko tylko nie to. Już po mnie. Leon powoli zbliżał się do mnie. Nie miałam żadnej ucieczki. Przysunął mnie do ściany i nachylił się.
- Nie wierć się, bo będzie bolało.
   Wyszeptał wprost do mojego ucha i ugryzł je. Pisnęłam. Usiłowałam wyślizgnąć się spomiędzy jego i ściany. Wbiłam mu dłonie w pierś, ale je odepchnął. Wgniótł mnie w zimną ścianę całym ciężarem swojego ciała. Poczułam jak włoski jeżą mi się na karku i zaczęłam rozważać opcje jakie mi pozostały. Mogłam krzyczeć, ale były nikłe szanse, że ktoś mnie usłyszy. Mogłam go walnąć. Raczej głupi pomysł, zważając na to, że jest ode mnie wyższy i silniejszy. Niestety nic nie mogłam zrobić. Leon na nic nie zważał. Naparł na mnie jeszcze mocniej. To było CHORE! Dysząc rozgniatał moje usta swoimi i niemal już się wtapiałam w ścianę.
- Nie...
  Szepnęłam. Nic nie odpowiedział. Twarde pożądliwe dłonie wdarły się pod moją bluzkę. Czując jego dłonie na swoim ciele kurczowo wciągałam powietrze. Zaczęłam płakać. Mój oddech był nierówny i szarpany tłumionym łkaniem. Chwyciłam jego rękę i odepchnęłam ją od siebie z siłą o jaką się nie podejrzewałam. Znów po mnie sięgnął. Zaczął szarpać się z zamkiem od mojej spódnicy a wtedy bez namysłu odwinęłam się i go uderzyłam . Nie zdążyłam uświadomić sobie, jak zapiekła mnie dłoń bo poczułam uderzenie na twarzy. Na swojej twarzy! Roztrzęsiona i zapłakana zaczęłam osuwać się po ścianie. Bezsilna i sparaliżowana leżałam na podłodze. Policzki miałam zimne i szczypiące od łez. Leon zaczął się nade mną nachylać. Wtem głos otwieranych drzwi przerwał moje szlochy. Ktoś wychodził z starej sali. To był Pasquarelli. Obrócił się w naszą stronę. Najpierw spojrzał na mnie a później przeniósł swój wzrok na Leona. W błyskawicznym tempie wyciągnął ręce w jego stronę i zaczął go okładać. Leon również szybko zaczął się bronić. Wyzwiska i ich ciała odbijały się od wszystkiego co możliwe. Bałam się, że zaraz oberwę.
- Ferro, uciekaj! No już!!!
Zaledwie się podniosłam a Leon doskoczył do mnie i z całej siły popchnął mnie na ścianę. Walnęłam w nią głową i straciłam przytomność. Fede dobiegł do mnie i ostatnie co widziałam, to jego brązowe włosy opadające mu na czoło.

- Ludmiła! Luśka, dobrze się czujesz?- pytała Fran potrząsając mną. 
  Parę razy przetarłam oczy i złapałam się za pulsującą głowę. Po chwili uświadomiłam sobie,że występ nadal trwa. Zerknęłam na scenę i wzrokiem szukałam Fede. Jest tam, nic mu się nie stało. Spojrzałam wyżej i ujrzałam Leona. Bez zastanowienia zaczęłam przepychać się do wyjścia. Szybko opuściłam trybuny i skierowałam się w stronę szkoły. Jak on mógł mi to zrobić? Wiele razy mnie do tego namawiał, a ja się nie zgadzałam, ale nigdy w życiu nie podejrzewałabym go o takie coś. O gwałt! Tak bardzo chciałam wiedzieć co się stało tamtego wieczoru. Teraz oddałabym wszystko, żeby o tym zapomnieć. Biegłam przed siebie, na niczym mi nie zależało. Było mi wszystko obojętne. Chciałam uciec od rzeczywistości, być sama. Zaczęłam się zastanawiać nad miejscem, w którym nikt nie będzie mógł mnie znaleźć. Mój pokój? Nie. Ta stara klasa? Nie, nigdy nie przejdę tym korytarzem. Może pokój Angie? Też nie. Krążyłam po dziedzińcu i próbowałam coś wymyślić. Spojrzałam w górę i ...... Tak, dach, to jest to. Wspinałam się po krętych,drewnianych schodach, aż znalazłam się na szczycie. Z okna zobaczyłam całe wydarzenie i tancerzy, a wśród nich Leona. Dopiero wtedy wszystko do mnie dotarło. Osunęłam się po ścianie a z mojego gardła wydobył się stłumiony szloch. Płakałam jak dziecko. Nie mogłam tego pojąć, jak chłopak, którego kochałam mógł zrobić coś takiego. Przez myśl mi to nie przychodziło. Wymacałam przez koszulkę łańcuszek od Leona i zerwałam go. Obracałam go pomiędzy palcami i przypominałam sobie nasze pierwsze spotkanie przed moim domem, nasze występy, pierwszy pocałunek, wszystkie chwile spędzone razem. Pomyśleć, że już tego nie ma. Nie ma NAS! Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Serce podskoczyło mi do gardła, przecież wszyscy są na meczu. Kto to? Podniosłam się i wyciągnęłam torebkę. Kroki były coraz bardziej wyraziste. Wpatrywałam się w zbliżający się cień. Byłam przerażona.... a jeżeli to on? Torebka wyleciała mi z dłoni i przeturlała się w stronę schodów. Schyliłam się po nią. Wyciągnęłam rękę, ale napotkałam czyjąś dłoń. Podniosłam głowę i napotkałam czekoladowe tęczówki. Wstałam i rzuciłam mu się na szyję. Nie obchodziło mnie,że mnie odtrąci. O dziwo tego nie zrobił. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił. On po prostu przytulił, a ja wypłakałam się w jego pierś. Potrzebowałam teraz bliskości drugiego człowieka.
- A co z występem?
- Ty jesteś ważniejsza.
  Nie wiem dlaczego, ale w jego ramionach czułam się bezpieczna i potrzebna. Z kolei on trzymał mnie jakbym była największym skarbem na ziemi. Gdy już się uspokoiłam zadałam pytanie, które mnie dręczyło
- Fede, dlaczego wtedy, w łazience powiedziałeś, że to byłeś ty?- zapytałam go nie odrywając głowy od jego torsu.
- A czy uwierzyłabyś gdym powiedział ci prawdę?- w jego głosie dało się słyszeć smutek i rozczarowanie.
Milczałam. Zabolało go to.
- Sama widzisz... Ale gdyby mi ktoś powiedział, że Verdas jest zdolny do czegoś takiego,też bym nie uwierzył. Jak cię wtedy zobaczyłem, przeżyłem szok. Byłaś taka bezbronna, bezsilna a w twoich oczach malowała się pustka. Nie mogłem się po tym pozbierać. Przez miesiąc unikałem cię i nie chodziłem na wspólne lekcje. Dopiero potem uświadomiłem sobie, że źle zrobiłem. Powinienem od razu wyjawić ci całą prawdę.
- Dlaczego?
- Co dlaczego?- powtórzył zadane przeze mnie pytanie.
- Dlaczego go powstrzymałeś? Równie dobrze mogłeś przejść obok niczego nie widząc.
Uniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Ponieważ zależy mi na tobie.- Nie wierzyłam w te słowa. Wydawały mi się jakimś nie śmiesznym żartem.
- Przecież jestem zwykłą nic nie wartą suką a ty.... - odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
- Nigdy nie mów o sobie w taki sposób. Wiem, że tyle razy cię obrażałem i poniżałam, ale to już minęło. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Przepraszam za wszystkie przykrości, które przydarzyły ci się z mojego powodu. A powstrzymałem go dlatego, że jesteś dla mnie bardzo ważną osobą. Dopiero tamtego wieczoru sobie to uświadomiłem i nie mogłem pozwolić żebyś kolejny raz przeze mnie cierpiała.- Tak, to wydaje się coraz bardziej prawdopodobne.
Otarł mi łzę z policzka i pocałował w czoło. Po ty geście już wiedziałam, że wszystko co mówi jest prawdą. Wierzyłam mu. 
   Nagle na dach wpadł rozwścieczony Leon.
- Nie wierz mu! To zwyczajny śmieć! Luśka on kłamie, nigdy bym cię nie skrzywdził. Kochanie...
- Zamknij się sukinsynie! - chłopak puścił mnie.
Fede wymierzył cios w nos blondyna. Ten odskoczył i stracił przytomność. Włoch złapał mnie za rękę i poprowadził do wyjścia. Zanim opuściliśmy dach kopnął Leona w żebra i powiedział
- Mam nadzieję, że polubiłeś łajzy takie jak ty, bo od dzisiaj będą to twoi jedyni przyjaciele.

***
   Studio ukończyłam 6 lat temu. Obecnie mam 24 lata. Wyszłam za Federico 4 lata temu, mamy razem 2-letnią córeczkę Hope. Rozdział z Ronem jest już dla mnie skończony. Aktualnie został zamknięty w Wiezieniu i prędko stamtąd nie wyjdzie. Nareszcie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa jak nigdy dotąd. Nic nie mogłoby popsuć mojej rodziny ani relacji z przyjaciółmi.